reklama
Według ekspertów Business Insider, Facebook traci przychylność młodych, ponieważ stał się zbyt rozbudowany. Ponadto wciąż mnoży swoje funkcje i przede wszystkim, korzysta z niego co raz szersza grupa społeczna, w tym Ci których młodzież unika w sieci najbardziej – rodzice. Być może między innymi dlatego najmłodsi “uciekli” do Tindera. Aplikacja ta została założona przez Seana Rada i kilku innych geeków z Doliny Krzemowej w październiku 2012 roku.
Jak działa Tinder? Importuje profile użytkowników z Facebooka i ich lokalizację na mapie, po czym pozwala polubić lub odrzucić zdjęcia profilowe znajdujących się w promieniu kilku mil osób płci – przeciwnej lub tej samej. Jeśli dana kobieta bądź mężczyzna ci się spodoba, to… nie możesz do niej napisać. Tinder pozwala co najwyżej na zaznaczenie, że jest fajna i dopiero jeśli ona zrobi to samo w stosunku do ciebie, wyświetla się wiadomość „para dobrana”!
Brzmi jaki zwykła aplikacja matrymonialna? Właśnie taka jest. W Tinderze dużo kręci się w okół seksu. Często użytkownicy tylko tego oczekują – łatwego nawiązania kontaktu ze smartphonem w ręku i szybkiej przygody z płcią przeciwną. I chociaż twórcy Tindera przekonują, że ich dzieło nie musi kręcić się wokół seksu, ale może służyć do znajdywania partnerów biznesowych czy przyjaciół, w naszym kraju zdecydowanie dowodzi infantylizowania społeczeństwa oraz tego, jak bardzo rozwinęło się komunikowanie na odległość.
Podsumowując – Tinder to aplikacja prosta w obsłudze, ładna graficznie i oczywiście szalenie mobilna. A właśnie ta mobilność i komunikacja na odległość staje się dziś widmem przyszłości. W XXI wieku nie powinien też już dziwić, czy gorszyć cel użytkowników z niej korzystających korzystających. Warto zatem, nawet dla śmiechu, wypróbować Tindera.
Aplikacja dostępna pod linkiem