reklama
Cena emisyjna akcji wynosiła 38 dolarów. Wielu obserwatorów spodziewało się, że w ciągu dnia poszybuje wysoko w górę. Na Twitterze utworzono aplikację, w której użytkownicy mogli obstawiać jaka będzie ich cena na zakończenie sesji. Na podstawie typów przeszło 2 tysięcy internautów, którzy skorzystali z aplikacji, można było założyć, że większość pozostaje optymistami co do popytu inwestorów. Otrzymany wynik to 54 dolary, co jednocześnie ustaliłoby wartość spółki na ponad 135 miliardów dolarów. To znacznie więcej niż wynikałoby z ceny emisyjnej (ok. 104 mld).
Takiego sukcesu Facebook jednak nie osiągnął. Na zakończenie dnia cena jednej akcji na NASDAQ stanęła na poziomie 38,23 dol. (wzrost o mniej niż 1%). Co więcej, udało się ją utrzymać na poziomie ceny emisyjnej tylko dzięki szybkiej reakcji banków-gwarantów emisji, jak Morgan Stanley czy Goldman Sachs, które w momentach spadku popytu zaczęły wykupywać akcje spółki i w ten sposób ich wartość rynkowa była nieco sztucznie podtrzymywana.
Analitycy wskazują, że to właśnie banki w dużej mierze są temu winne, bowiem cena emisyjna była ustalona na zbyt wysokim poziomie. Jeszcze na początku tygodnia widełki cenowe, które były brane pod uwagę wynosiły 28-35 dolarów, a wolumen miał wynieść 337 milionów akcji. Stanęło ostatecznie na ponad 420 milionach akcji w cenie 38 dolarów. Analitycy taką wycenę oceniają jako nieadekwatną do rzeczywistego popytu, jako że aż 20% inwestorów stanowili klienci detaliczni. Zainteresowanie dużych firm było mniejsze niż się spodziewano. Poza tym, może to być oznaka większej ostrożności przy inwestowaniu w spółki technologiczne, a nawet przesytu. Z 19 spółek technologicznych, które w 2011 roku weszły na giełdę, tylko trzy cieszyły się na tyle wysokim zainteresowaniem inwestorów, że ich akcje na koniec roku osiągały na rynku cenę wyższą od emisyjnej.
Z drugiej strony można spojrzeć na debiut giełdowy w ten sposób – wycena była ustalona na wręcz idealnym poziomie, a spółka zebrała w ten sposób planowane 16 miliardów dolarów, nie zostawiając inwestorom praktycznie żadnej premii. Co więcej, po raz pierwszy w historii przedmiotem transakcji w trakcie sesji było 500 milionów akcji. No i najważniejsze – IPO Facebooka jest zdecydowanie największą wśród spółek technologicznych i drugą największą w historii amerykańskiego rynku w ogóle (palmę pierwszeństwa dzierży VISA).
IPO Facebooka wpłynęła również na ceny akcji innych spółek z branży. W ciągu dnia mocno w dół (o ponad 13%) poleciały akcje prawdopodobnie najważniejszego partnera biznesowego spółki, czyli Zyngi. Spadek dotknął również akcje LinkedIn (-5,65%), Groupona (-6,69%), Renrena (-20,99%!) czy nawet Google (-3,64%).
Gotówka jaką Facebook zebrał z parkietu już zaczęła być upłynniana. Spółka przejęła Karmę, producenta mobilnej aplikacji do przekazywania prezentów.
Pozostaje zatem poczekać do poniedziałkowej sesji, aby zobaczyć czy weekend przyniósł zmianę w nastawieniu inwestorów. Z kolei sam Facebook zaczyna nowy etap w działalności – etap bycia spółką publiczną, co wiąże się z szeregiem nowych obowiązków. Obowiązków, które jednocześnie wymogą na władzach zmianę sposobu myślenia o firmie i jej modelu biznesowym.
- Maasg