Nowozelandzcy użytkownicy serwisu po wniesieniu niewielkiej opłaty (maksymalnie 2 dolary) mogą wyróżnić publikowane przez siebie treści. Wystarczy, że klikną w przycisk „highlight” znajdujący się pod postem, obok przycisków „lubię to” i „komentarz”. To już kolejny raz, gdy Facebook testuje nowe usługi wśród wąskiego grona użytkowników na Antypodach. Przypomnijmy, że tak samo było w przypadku Timeline.
Dostępne metody płatności to PayPal i karta kredytowa.

fot. TechCrunch

Po co użytkownicy mieliby korzystać z tej usługi? Chociażby po to, by dotrzeć ze swoimi treściami do jak największej liczby facebookowych znajomych, a to obecnie dosyć ciężkie zadanie, z czego nie każdy zdaje sobie sprawę. Otóż w świetle danych udostępnionych przez Facebooka, treści, które publikujemy docierają średnio do zaledwie 12% naszych znajomych.

Chęć rozwijania nowego źródła dochodu z całą pewnością ucieszy wszystkich potencjalnych inwestorów, co w obliczu zbliżającej się oferty publicznej ma niebagatelne znaczenie. Pytanie tylko, czy tym razem serwis nie narazi się tym, którzy de facto stanowią o jego sile, czyli zwykłym użytkownikom. Mark Zuckerberg nieustannie powtarza, że serwis ma być dla tej grupy odbiorców w pełni darmowy i wprawdzie nie wiadomo nic o tym, by którakolwiek z podstawowych funkcji serwisu miała stać się wkrótce odpłatna, tak przeniesienie rozwiązań adresowanych do przedsiębiorców na grunt usług skierowanych do przeciętnego Kowalskiego może budzić pewne wątpliwości. Bo czy płacenie za lepsze wyeksponowanie treści nie jest równoznaczne z płaceniem za większą popularność?

Nie wiadomo kiedy i czy w ogóle usługa zostanie wprowadzona na stałe dla wszystkich. Zapewne bardzo dużo zależy od opinii tych, którzy już mają okazję z niej korzystać.