reklama
Liczby w social media mają duże znaczenie – przez długi czas wielu z nas trwało w przeświadczeniu, że liczba obserwatorów i lajków przekłada się na realne zainteresowanie i widoczność profilu. Jednak, gdy z czasem pojawiły się doniesienia o różnych formach pozyskiwania fanów lub polubień w sieci jak np. farmy lajków czy boty, większą uwagę zaczęto przykładać do innych czynników, m.in. zaangażowania. Zmiana sposoby myślenia wymaga jednak czasu, dlatego wciąż nie wszyscy jeszcze pozostawili w tyle przekonanie, że cyfry widoczne przy profilu w social media są kluczowym czynnikiem dla oceny jego popularności. Wiąże się to z rozwojem biznesów zapewniających za opłatą dowolną liczbę fałszywych fanów kont. The New York Times sprawdził, że jedną z firm, która działa w taki sposób i dostarcza followersów jest Devumi.
Kradzież tożsamości
The New York Times przeprowadził śledztwo, w ramach którego dokonano niechlubnego odkrycia – przynajmniej 55 tysięcy kont, jakie oferuje w ramach usług Devumi używa zdjęć i profili prawdziwych użytkowników. Głównie osób nieletnich. Przykładem tego jest Jessica Rychly, którą opisano w informującym o zjawisku artykule. 19-latka z Minessoty posiada profil na Facebooku, a jego sposób prowadzenia znacząco różni się od konta na Twitterze. Na portalu Zuckerberga znajdziemy jej zabawne selfie z dziubkiem i żarty z przyjaciółmi, natomiast w serwisie z “ćwierkaczem” promuje ona kryptowaluty, kanadyjskie inwestycje w nieruchomości czy stację radiową w Ghanie. Przekazując tweety innych używa języka arabskiego lub indonezyjskiego, których w rzeczywistości nie zna. To dlatego, że w liceum jej tożsamość na Twitterze została skradziona i aktualnie wykorzystywana jest przez takie firmy jak Devumi.
Tens of thousands of celebrities, businesspeople, musicians, models, porn stars and ‘influencers’ bought millions of fake Twitter followers, some of which had stolen the identities of real people. This is the most fun I’ve had working on a story in a while https://t.co/W8DxNXH89z
— Rich Harris (@Rich_Harris) 27 stycznia 2018
Pomysł na nietypowy biznes
Devumi to firma oferująca zakup fanów na Twitterze, YouTubie, LinkedInie czy SoundCloudzie. Możliwe jest zamówienie od 500 do 500 tysięcy fanów na Twitterze, od 2 tysięcy do 5 milionów wyświetleń na YouTubie czy od 5 tysięcy do miliona odtworzeń na SoundCloudzie. W zależności od wybranej liczby możliwe jest stopniowe zapewnienie profilowi wzrostu liczby odbiorców. Dlaczego? Różne przedziały czasowe mają sprawiać wrażenie naturalnego przypływu osób zainteresowanych profilem. Stosowane niegdyś praktyki jednorazowego zakupu fanów zaczęły być dostrzegane przez coraz bardziej świadomych użytkowników social media, a nader dynamiczny rozwój konta budził podejrzenia. Z pewnością to z tego powodu firma oferuje realizację usługi w odpowiedniej perspektywie czasowej. Ceny zaczynają się już od 10 dolarów dla najniższego pułapu fanów na Twitterze czy od 17 dolarów w przypadku wyświetleń i 29 dolarów dla subskrybentów na YouTube.
Fałszywi użytkownicy
Rażące różnice w prowadzeniu profili i ich obserwacje sygnalizują skalę kradzieży kont i tożsamości użytkowników w mediach społecznościowych. Amerykańska firma sprzedaje obserwatorów na Twitterze oraz różne formy aktywności celebrytom i markom, które chcą być bardziej dostrzegalne. Choć Twitter sądzi, że liczba ta jest mniejsza, szacuje się, że blisko 15% użytkowników serwisu, czyli aż 48 milionów profili to zautomatyzowane konta, zaprojektowane do symulowania ludzi. Z kolei Facebook poinformował, że na jego portalu może funkcjonować nawet 60 milionów profili fałszywych użytkowników. Mimo, że handel profilami użytkowników i tego typu formy pozyskiwania odbiorców są zabronione, firmy takie jak Devumi otwarcie oferują swoje usługi. Wspomniana firma w rozmowie z The New York Times odparła skierowane w jej stronę zarzuty, a jej założyciel zaprzeczył, jakoby kradziono tożsamości prawdziwych użytkowników.
Jak pisze NYT, ma ona jednak ponad 200 tysięcy klientów, w tym gwiazdy reality show, sportowców, komików, prelegentów TED’a, pastorów i modelki. Kupowali oni fanów lub zlecali to swoim pracownikom, agencjom czy znajomym. Wedle amerykańskiego wydawcy, swoich odbiorców z tego źrodła pozyskali m.in. aktor John Leguizamo, miliarder Michael Dell, modelka Kathy Ireland, komentator sportowy Ray Lewis, a nawet bizneswoman Martha Lane Fox czy doradca prezydenta Ekwadoru, Lenín Moreno. W większości wspomnianych osób wskazano, że odpowiedzialność za zakup fałszywych obserwatorów ponoszą pracownicy lub inne osoby, które miały zostać pociągnięte do odpowiedzialności.
Wirtualna waluta
Rosnąca popularność działań z zakresu influencer marketing bez wątpienia mogła w pewnym stopniu przyczynić się do wzrostu skali opisywanego zjawiska. Jeszcze niedawno użytkownicy, jak i marki kierowały się przekonaniem, że czynnikiem decydującym o współpracy powinna być nade wszystko liczba fanów. W wielu przypadkach jest właśnie tak, że duża popularność wynika z sympatii do danej osoby i szerokiej rzeszy osób podążających za nią w sieci. Zakładamy wówczas, że taki użytkownik jest lubiany i interesujący dla korzystających z serwisów społecznościowych. Niestety przykłady takie jak wyżej opisany pokazują, że nie zawsze warto temu wierzyć.
Co ciekawe, NYT sprawdził funkcjonowanie takich profili na przykładzie własnego konta na Twitterze. Zakupiono 25 tysięcy obserwatorów – 10 tysięcy z nich wyglądało na realnych użytkowników, jednak zauważono dodatkowe litery w nazwach, znaki czy zmiany wielkości liter. Pozostała liczba fanów wyglądała bardziej podejrzanie – nie posiadali zdjęć profilowych lub na profilu znajdowały się pomieszane znaki, liczby i fragmenty imion. Jedna z obserwatorek wyglądała nawet jak wspomniana wcześniej Jessica Rychly.
The tactics used by Devumi on our platform and others as described by today’s NYT article violate our policies and are unnacceptable to us. We are working to stop them and any companies like them.
— Twitter Comms (@TwitterComms) 27 stycznia 2018
Światowe media donoszą także, że w skutek dochodzenia wiele popularnych kont straciło ponad milion obserwatorów. W ubiegłą sobotę Twitter zadeklarował także, że wyciągnie konsekwencje w stosunku do Devumi za nadużycia w serwisie. Firma wzmocni zespół wykrywający boty i sprawdzi autentyczność zweryfikowanych profili i miejmy nadzieję, że będzie w stanie w przyszłości poradzić sobie z takimi praktykami.
- Marcin ITIQ