X

Zapisz się na darmowy newsletter SOCIALPRESS

Dlaczego warto się zapisać
Nasz newsletter subskrybuje już 15 000 osób!

Giganci protestują. Czy to początek wojny internetowej?

Giganci protestują. Czy to początek wojny internetowej?

reklama


W środę na stronie Fundacji Wikimedia można było przeczytać oficjalne oświadczenie dotyczące zakończenia blokowania treści popularnej internetowej encyklopedii. Jak podaje Wikipedia, ponad 162 miliony osób zobaczyło 18 stycznia stronę informującą o akcji protestacyjnej pod hasłem “Imagine a World Without Free Knowledge” (“Wyobraż sobie świat bez wolnego dostępu do wiedzy”).  Google poinformował natomiast, że zebrał aż 4,2 miliony podpisów pod petycją postulującą odrzucenie kontrowersyjnych ustaw. Załoga Tumblr’a na stronie serwisu podziękowała internautom za wsparcie i z nieskrywaną dumą ogłosiła, iż w ramach sprzeciwu wobec SOPA i PIPA, wygenerowano 87 tysięcy 834 telefonów do reprezentantów Kongresu. Wszyscy są zgodni co do tego, że głos internautów został usłyszany.

Ważny głos w walce z cenzurą czy dużo hałasu o nic

Jak podaje usatoday.com, wprowadzenie w życie SOPA i Protect IP Act pozwoliłoby amerykańskiemu prokuratorowi generalnemu i właścicielom praw autorskich stosować sankcje wobec stron internetowych, które zawierają nielegalne treści lub tylko pozwalają na umieszczanie linków do serwisów łamiących prawa autorskie. I choć nikt nie ma nic przeciwko zwalczaniu piractwa w sieci, to przeciwnicy ustaw antypirackich obawiają się konsekwencji ich przyjęcia, takich jak ograniczenie wolności wypowiedzi i swobody przepływu informacji w sieci. Według nich nieścisłości w treści ustaw mogą pozwolić na zbyt swobodne blokowanie stron podejrzanych o publikowanie nielegalnych plików. W tym duchu wypowiedział się Mark Zuckerberg, współtwórca Facebooka, deklarując na swoim profilu wsparcie dla akcji protestacyjnej:

Internet to najpotężniejsze istniejące narzędzie, które pozwala nam czynić świat bardziej otwartym i połączonym. Nie możemy pozwolić, by nieprzemyślane przepisy prawne zaszkodziły rozwojowi internetu. Facebook sprzeciwia się SOPA i PIPA, i będzie się sprzeciwiał każdej ustawie, która godzi w internet.

Czy jednak blackout Wikipedii, Reddita oraz wielu innych serwisów i społeczności internetowych był potrzebny?

We wtorek Biały Dom poinformował w oficjalnym wystąpieniu, którego fragmenty cytuje forbes.com,  że:

Każde postanowienie prawne nakładane na pośredników internetowych, tj. internetowe sieci reklamowe (…) czy wyszukiwarki, musi być przejrzyste i zaprojektowane tak, by zapobiegać używaniu nadmiernie szerokich prywatnych praw do podejmowania działań, które mogłyby doprowadzić do bezpodstawnych procesów sądowych, a w kosekwencji zatrzymać rozwój nowych firm i innowacyjnych przedsiębiorstw.

Co więcej, jak podkreśla washingtonpost.com, już prawie miesiąc temu takie serwisy jak Tumblr czy Reddit publicznie oznajmiły sprzeciw wobec SOPA. Fundacja Wikimedia, choć to jej najbardziej powinno zależeć na wolności przekazywania informacji w sieci, przyłączyła się do wojny z ustawą antypiracką dopiero wtedy, gdy w internecie zapanowała swoista moda na sprzeciw wobec SOPA.  Według Dominica Basulto, dziennikarza The Washington Post, decyzja Wikipedii o wyłączeniu serwisu 18 stycznia była spóźniona i de facto nie miała większego znaczenia w już i tak wygranej wojnie z ustawą.

To jeszcze nie koniec protestu

To zadziwiające, ale ci, którzy domagali się tych zmian, teraz sami się blokują, chociaż nie jest do końca jasne, dlaczego nadal protestują, skoro dostali to, czego chcieli.

Tak komentuje ostatnie wydarzenia związane z akcja protestacyjną Steve Tepp, prokurator Amerykańskiej Izby Handlowej, cytowany przez usatoday.com. Coraz więcej osób podziela jego zdanie, ale bojowe nastroje przeciwników SOPA nie gasną, a Wikipedia, dziękując internautom za zaangażowanie, informuje, że to jeszcze nie wszystko, co można i według jej twórców trzeba zrobić w obronie wolnego internetu.

Bez Wikipedii jak bez ręki

Środa upłynęła także pod znakiem rosnącego niezadowolenia tych internautów, którzy albo nie wspierają protestu, albo zwyczajnie nie są nim zainteresowani. Jak podaje nationalpost.com, tysiące oburzonych amerykańskich nastolatków i studentów wyraziło na Twitterze swój gniew wywołany brakiem dostępu do Wikipedii. Powód irytacji był prozaiczny, zamknięcie najpoularniejszego, a może nawet dla niektórych nastolatków, jedynego źródła wiedzy, uniemożliwiło im odrobienie pracy domowej. Na szczęście i tym razem okazało się, że nie ma sytuacji bez wyjścia.  Mnóstwo serwisów internetowych, także polskich, od rana informowało internautów, jak obejść “blackout” i bez przeszkód korzystać z treści anglojęzycznej encyklopedii.

Reklama

Newsletter

Bądź na bieżąco!
Zapisz się na bezpłatny newsletter.

free newsletter templates powered by FreshMail