reklama
Randall Kieślowski:
“Co ja pacze” widziałem jeszcze na reklamach w firmie brokerskiej, w kiosku, jakiś facet chciał nawet nazwać w ten sposób swoją książkę i sprzedawać ją w Empiku. Wszyscy zrezygnowali z używania tekstu, po napisaniu do nich maili, w których tłumaczyłem, że jest on mojego autorstwa i jeśli nie zdejmą reklam ze strony, to podejmę kroki prawne. Nie mam problemu z tym, że obrazki są używane przez zwykłych ludzi, przecież dla nich je wymyślam – inaczej internet nie miałby sensu. Jeśli natomiast chodzi o firmy i spółki mające miliony kapitału zakładowego, to takie zachowanie po prostu nie przystoi. Koszulki na Allegro z “co ja pacze” nadal się sprzedają. Musiałbym zatrudnić armię prawników, która jeździłaby na rozprawy za mnie po całej Polsce. Myślę, że jeden sklep mógł zwiększyć sprzedaż o jakieś 12 tysięcy złotych. Widziałem sklepy, które miały wystawione 300 t-shirtów i po 200 sprzedanych w ciągu tygodnia… Trudno oszacować, ile dokładnie mogli na tym zarobić. W każdym razie, takich sklepów nadal działa około siedmiu.
Randall Kieślowski – właściciel i community manager małej agencji reklamowej specjalizującej się w content marketingu (raczej domowa i jednoosobowa, ale prężnie działająca – śmieje się). Również administrator kultowego niszowego forum obrazkowego vichan.net, na którym powstawały pierwsze polskie memy (polski odpowiednik 4chana). Sam zawodowo zajmuje się tworzeniem memów. Stworzył kota “co ja pacze” pod koniec października 2011 i umieścił na jednym ze swoich fanpejdży na Facebooku: “Nie znam się, to się wypowiem”. Fanpejdż dostarcza “sety” lub “obrazki” (jak piszą fani strony) dwa lub trzy razy w tygodniu. Są tam postowane albumy z różnymi zdjęciami, grafikami i memami – autorskimi, zrobionymi przez Randalla, ale też zbieraniną różności z najdalszych zakątków internetu.
– Kilka dni później – jak większość obrazków z moich setów – “co ja pacze” i kilka moich przeróbek kotka przedostało się do komercyjnych portali – tamtejsi użytkownicy zaczęli robić swoje wersje i mem zaczął żyć własnym życiem – opowiada Randall Kieślowski.
Kota zobaczyła cała Polska. Pojawiły się artykuły na temat fenomenu “co ja paczę” w różnych mediach. Mem zaczął mutować – pojawił się Jarosław Kaczyński z podpisem “co ja kaczę”, albo ten sam kot z doklejoną sarmacką czapką w Photoshopie i stylizowanym na staropolski podpisem “cóż żem ja obaczył” albo kot pod ZUSem pytający “co ja płacę”.
Memy warte miliony
Mem internetowy – najczęściej obrazek ze śmiesznym podpisem, który wszyscy rozpoznają, ale również gif (animacja) albo po prostu popularny, kojarzony przez wszystkich tekst. Postowany w komentarzach na portalach społecznościowych, forach, chanach zamiast słów – jest skrótem myślowym, który znają i rozumieją wszyscy “zainteresowani”.
Historia mema, a raczej jego popularności, sięga 2003 roku i anglojęzycznego forum obrazkowego 4chan. To tam powstawały pierwsze obrazki ze śmiesznymi podpisami, które były wymyślone wspólnie, anonimowo, na potrzeby konkretnej sytuacji, żeby w skrócie skomentować albo wręcz zarchiwizować sytuację, która wydarzyła się na forum. Memy były anonimowe. W roku 2003 jeszcze nikt nie sądził, że staną się potężnym narzędziem marketingowym.
Dziś – 10 lat później – sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Fanpejdże ze “śmiesznymi obrazkami” mają więcej fanów niż fanpejdże poważnych firm. Poważne firmy wykorzystują trend “śmiesznych obrazków” do własnych celów marketingowych. Ponieważ nie znają się na robieniu memów, zatrudniają do tego ludzi “z internetu”. Płacą za to grube pieniądze. Za prowadzenie strony na Facebooku można dostać od 300 do 10 000 PLN. W zależności od liczby fanów, zakresu obowiązków i renomy firmy.
Fanpejdż, który ma 250 tysięcy “lajków” i jest dobrze prowadzony (interakcje z fanami, odpisywanie na wiadomości, komentarze), można sprzedać agencji reklamowej nawet za ponad 10 tysięcy złotych. Natomiast, jeśli jest dobrze stargetowany na konkretną grupę odbiorców – za dużo więcej. Można tez zarabiać udostępniając reklamy. W angielskojęzycznym internecie, za jedno udostępnienie (zdjęcia, statusu, czy produktu) na fanpejdżu posiadającym około 200 tysięcy fanów płaci się około 30 dolarów. A dziennie po takie udostępnienie zgłasza się od 3 do 7 osób.
– Dostałem kiedyś propozycję robienia obrazków – memów na portal i administrowania go – zdradza Randall Kieślowski. – Facet płacił 4 tysiące złotych za miesiąc, bo chciał mieć niepowtarzalne obrazki, które ludzie będą udostępniać z jego strony. Nie wiem, czy tyle zarabia asystentka dyrektora małej spółki w Warszawie. A ja wymyślałem śmieszne podpisy do kotków i piesków za „4 koła” miesięcznie. Widzisz więc, ile można na tym zarobić. Dlatego tak się wkurzam, kiedy widzę, że ktoś bierze sobie “co ja pacze” i robi na tym kasę, bo “jak z internetu to znaczy, że niczyje i można sobie wziąć” – mówi Kieślowski
Czyj jest Seba?
Randall Kieślowski:
“Typowego Sebę” wymyśliliśmy ze znajomymi w lutym. Ja znalazłem “mordę”, kolega wymyślił, że jest “typowy”, a inny kolega zrobił mu tło z piłek nożnych. Jarek wysyła mi „skrinszoty” z datami z rozmów z kolegami na dowód. Założyliśmy fanpejdż. Typowy Seba – Peja Tibia Gała. Wrzucaliśmy tam obrazki kolesi w dresach, przy samochodach, z głupimi tatuażami – naszym zdaniem – no i tego głównego mema z gębą Seby, który coś “mówił”. Szybko zdobyliśmy popularność. Każdy miał takiego Sebę w szkole kiedyś. Albo sam nim był. Kiedy fanpejdż zbierał około tysiąca fanów, ktoś go zgłaszał jako obraźliwy i zakładał swój “konkurencyjny” o takiej samej nazwie. Naszego “Typowego Sebę” usunięto dwa albo trzy razy. Ten ostatni usunięty zebrał 10 tysięcy fanów w ciągu jednego dnia. My też zgłaszaliśmy ten fanpejdż “konkurencyjny”. W końcu odpuściliśmy, bo Facebook nie usuwał tamtej strony. Krew mi się zagotowała, kiedy admin “Typowego Araba” wrzucił skrinszota, że obecny “Typowy Seba” bierze 500 złotych za udostępnienie czyjegoś fanpejdża czy reklamy. I że w ten sposób zarobił już dwa i pół tysiąca. Ukradł nam pomysł i trzepie na tym kasę. Niby to tylko głupie obrazki w internecie, ale pomysł był nasz i nasza powinna ta kasa.
“Typowy Seba” ma obecnie 172 tysiące fanów. Codziennie przybywa mu nowych. Z obecnym adminem “Typowego Seby” Randall Kieślowski rozmawia na Facebooku. Jak zdradza Kieślowski, dostaje od niego informacje dementujące pogłoski o kradzieży. Mówi, że w momencie gdy tworzył fanpage, mem o którym mowa, znajdował się już na Kwejku i miał ponad 5000 udostępnień i z tego źródła go pozyskał.
Z Jackiem Gadzinowskim – blogerem i specjalistą social media dochodzimy do wniosku, że ludzie traktują internet jak śmietnik – “leży sobie, to można wziąć, na pewno jest niczyje”.
– Temat nie jest uregulowany w Polsce – mówi Gadzinowski. – Internet traktowany jest nadal jako “ziemia niczyja”, gdzie nie obowiązują żadne zasady. Tak przynajmniej się ludziom zdaje, że prawa autorskie czy własność intelektualna to rzecz abstrakcyjna. Mimo, że w polskim internecie obowiązują przepisy prawa autorskiego, często nie są przestrzegane. Ale to też kwestia edukacji Polaków, że poszanowanie prawa własności intelektualnej obowiązuje także w internecie i nie ma tzw.”darmowych obiadów”.
Granice własności są płynne (np. zapożyczenia, przeróbki). To powoduje konieczność ciągłej edukacji. Nie nadąża też mentalność Polaków, którzy nadal uważają, że rozrywka, materiały czy prawa autorskie w internecie są i powinny być za darmo. Trudno jest zmienić “komunę mentalną” w głowie, która nakazuje “okradać”, bo tak jest taniej, szybciej i łatwiej.
Prawo nie nadąża
A z prawnego punktu widzenia? Jan Kokot, prawnik, który zajmuje się między innymi prawami autorskimi w internecie, twierdzi, że mem może być rozpatrywany jako dzieło. A jeśli tak jest, to podlega on reżimowi ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dn. 4 lutego 1994 r.
Autorzy memów spełniają wymagania dla uznania ich dzieł za utwory w rozumieniu ustawy. Spełniają i to często z taką dozą wysiłku, że “memotwórców” można by postawić wyżej, w obszarze oryginalności i indywidualności, niż niektórych powszechnie drukowanych autorów. Ich prawa autorskie bezdyskusyjnie traktuje się jako godne ustawowej ochrony. Czemu więc odmawiać tego prawa “memotwórcom”?
– Mój znajomy, Kuba, miał ostatnio proces o zniesławienie – mówi Kieślowski. – Udostępnił jakiś obrazek obrażający pozywającego. Pan sędzia, który prowadził rozprawę, nie odróżniał domeny od fanpejdża na Facebooku. Nie wiedział, które komentarze pod obrazkiem są użytkowników fanpejdża, a które Kuby. Na dodatek przypisali Kubie autorstwo tego obraźliwego obrazka, bo nie mogli znaleźć innego autora. Kuba wrzucił go na swój fanpejdż bez podania źródła. Na tej podstawie chyba stwierdzili autorstwo. Zarzekali się, że szukali innego autora, ale nie powiedzieli jak. To ciekawe, bo ja znalazłem kilka kopii tego samego obrazka w internecie – komentuje i dodaje: – Innym razem moja znajoma poszła na policję składać zeznania w sprawie TORa (anonimowa sieć internetowa). Pani policjantka, która ją przesłuchiwała, pytała czy to “tora” pisze się z dużej litery, jak te żydowską księgę…
– Jak przy takim poziomie wiedzy mamy ubiegać się o prawa autorskie? Nawet wolę sobie nie wyobrażać, ile niepotrzebnego tłumaczenia mógłby zabrać mój proces o hasło “co ja paczę” – podsumowuje Randall Kieślowski.
Po rozmowie z rzecznikiem TVNu, dowiedziałam się, że stacja odpisze Randallowi Kieślowskiemu, że nie przystąpią do negocjacji, ponieważ według ich prawników – nie złamali przepisów prawa autorskiego, a copy “co ja pacze” jest tworem, który nie może podlegać reżimowi ustawy o prawie autorskim i pokrewnych.
Inne zdanie na ten temat ma sam Randall Kieślowski, który twierdzi, że copy było elementem większej kampanii. Nie zamierza rezygnować z dochodzenia swoich praw.
- Kamila Kaczmarczyk
- mr
- JJ
- Jandrzej
- Kamila Kaczmarczyk
- anonymous
- ioi
- Piro
- Cheradenine Zakalwe
- Aralka
- Sebastian_Gałkowski
- mo36
- WKURZON
- aaaa
- Joanna Z Cytrynowska
- Marcin Wojtyła
- Pitt
- Julia Chmielecka
- Pitt
- Janusz
- Ojtek Worliński
- pudel michnika
- Chulja Jmielecka
- Tak jest
- Paelot
- Tomasz Terlecki
- Chlodwig
- asda
- Jandrzej
- Ania
- Tomasz Terlecki
- Pejasław Gałczyński
- Marcin
- Tomasz
- tubularia
- Pijo
- Wojciech Kopeć
- zalgo
- Anonek
- Julia Chmielecka
- Cowiek Maupa
- anonek
- Legiun
- ela
- jeden z wielu