reklama
Niecały miesiąc przed wyborami do Parlamentu Europejskiego obojętność wyborców, mierzona przez przewidywaną frekwencję przy urnach do głosowania, jest najwyższa w historii. Facebook daje szansę na rzetelną dyskusję pomiędzy wyborcami a politykami, która może przyczynić się do zwiększania zaangażowania elektoratu. Social media wykorzystane w sposób efektywny mogą przyczynić się do przywrócenia polityce otwartości na społeczeństwo.
Obojętność to słowo bardzo często wykorzystywane do opisu nastawienia przeważającej części elektoratu do polityki. W swoim raporcie „Wyborca 2.0” Instytut Spraw Publicznych wskazuje, że za taki stan rzeczy odpowiadają m.in. spory między liderami politycznymi i brak zainteresowania z ich strony sprawami, które są ważne dla wyborców, szczególnie tych najmłodszych.
Jak wskazuje Elizabeth Linder, pełniąca w Facebooku funkcję Politics & Government Specialist, EMEA: – Istnieje potrzeba pokonania przepaści oddzielającej obywateli od ich reprezentantów. Właśnie w tym miejscu social media mogą odegrać znaczącą rolę. Europejscy obywatele mają w ten sposób możliwość nawiązywania kontaktu z politykami, a nawet są gotowi i chętni do uczestnictwa w dyskusjach politycznych online.
Efektywnie wykorzystać social media
Według informacji dostarczonych przez biuro prasowe Facebooka liczba osób korzystających obecnie z tego portalu wewnątrz Unii Europejskiej jest prawie taka sama jak cała frekwencja w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2009 r. Dzięki temu politycy mają bezprecedensową możliwość angażowania wyborców w bezpośredni, szczery i otwarty sposób.
Badania realizowane przez European Union Institute for Security Studies pokazują, że zaangażowanie online często przekłada się na aktywne działania podejmowane offline. Według nich osoba korzystająca z Facebooka kilka razy dziennie, dwa i pół raza częściej uczestniczy w spotkaniach lub zgromadzeniach politycznych, 57% częściej przekonuje kogoś innego do głosowania i 43% częściej jasno deklaruje gotowość uczestnictwa w głosowaniu. W czasie wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych w 2010 roku ponad 300 tysięcy osób zdecydowało się zagłosować po przeczytaniu postu na Facebooku, napisanego przez jednego ze znajomych, informującego o skorzystaniu przez nich z tego prawa obywatelskiego. Taka liczba byłaby równa 4% wszystkich ważnych głosów oddanych przez wyborców w Polsce w wyborach do Parlamentu Europejskiego pięć lat temu.
W ubiegłym roku w Australii aplikacja na Facebooku przyczyniła się do tego, że ponad 40 tysięcy osób odwiedziło stronę internetową australijskiego odpowiednika Państwowej Komisji Wyborczej, zarejestrowało się i wzięło udział w demokratycznym procesie wyboru swoich reprezentantów. W Nowej Zelandii w 2011 r. każdy wzrost liczby fanów na facebookowej stronie kandydata o 1000 osób oznaczał wynik wyborczy wyższy o 1,4%. Indyjskie stowarzyszenie Internet and Mobile jest jeszcze bardziej optymistyczne w swoich szacunkach, oceniając, że efektywnie przeprowadzona kampania w social media może pomóc uzyskać dodatkowe 3-4% głosów.
Facebook stał się platformą, która jest narzędziem co najmniej komplementarnym do tradycyjnych metod prowadzenia kampanii. Jako jedyne prawdziwie paneuropejskie medium oferuje on skalę i zasięg potrzebne do działania. Jim Massina, odpowiadający za kampanię Baraka Obamy, opisał aplikację na Facebooku jako „jedną z najważniejszych rzeczy, jakie stworzyliśmy”.