reklama
Na okładce „Forbesa” czytamy, że „za kilka lat gwiazdy internetu zabiją telewizję, jaką znamy”. Ta teza znajduje już uzasadnienie w danych statystycznych. Chociaż wciąż niewielu youtuberów może pozwolić sobie na życie wyłącznie z zarobków na tym kanale, to coraz częściej pojawiają się „ryzykanci” tacy właśnie jak chociażby Sylwester Wardęga, którzy udowadniają, że jest to możliwe.
Sam Wardęga tematu swoich zarobków unika i nie komentuje. W przeciągu 12 dni, jego film obejrzało 87,7 milionów użytkowników, dzięki czemu pieso-pająk stał się najpopularniejszym polskim filmikiem na portalu YouTube. Aktualnie liczba wyświetleń przekroczyła już 100 milinów i stale rośnie. O takiej oglądalności telewizja może tylko pomarzyć.
A wszystko to dzięki wydawałoby się banalnemu i przewrotnemu zarazem pomysłowi. W ten sposób pies Sylwestra Wardęgi – Chica – zarobił dla SA Wardęgi ok. 400 tys. zł w jeden miesiąc (dane oszacowane po odliczeniu prowizji dla YouTube’a).
Współpraca z pośrednikiem
Sukces finansowy Wardęgi nie byłby możliwy oczywiście bez promocji filmu przez centralny oddział YouTube’a oraz współpracy SA Wardęga z siecią partnerską LifeTube, która pomaga youtuberom w rozliczeniu wpływów z reklam, jak i wspiera rozwój kanału.
Jak pisze autor artykułu poświęconego Wardędze w magazynie „Forbes” – Marcin Sierant – działalność youtuberów staje się pretekstem do pojawienia się nowych firm medialnych, takich właśnie jak LifeTube, które opiekują się nadawcami. Zadaniem takiej firmy jest pośredniczenie w kontaktach reklamodawców z youtuberami. Stanowią więc one swego rodzaju impresario dla nadawcy, a markom pomagają dobrać odpowiednie reklamy. Wybranym sieciom YouTube przyznaje certyfikat partnera. Tego typu firmy pobierają oczywiście prowizję za współpracę, bliżej nieznane są jednak szczegółowe stawki.
W Polsce jest obecnie około 50 popularnych i liczących się youtuberów.
- Ewa Zegan