reklama
W ostatnim raporcie Internet Rzeczy w Polsce, o którym można przeczytać tutaj, przedstawiono nie tylko wyniki rozpoznawalności nowego trendu w naszym kraju, ale także genezę, powstanie i rzeczywiste zastosowanie IoT (Internet of Things). Inteligentne domy, czy kolorowe, sportowe bransoletki na nikim już nie robią wrażenia, jednak Internet Rzeczy to nie tylko to. To tak naprawdę nasza przyszłość. Czyżby kolejna rewolucja?
Wykorzystanie
Ideę przedmiotów komunikujących się z komputerami, po raz pierwszy sformułował w 1999 roku Kevin Ashton. Już 10 lat później, takich przedmiotów było więcej niż mieszkańców globu. A jak będzie wyglądała nasza codzienność za kilka lat? Oprócz wspomnianych technologii ubieralnych (opasek, butów, zegarków, itp) oraz zautomatyzowanych, “myślących” domów i mieszkań, Internet Rzeczy będzie dotyczył wielu innych przedmiotów i dziedzin życia. W tym przypadku mówi się nawet o Internecie Wszechrzeczy, który będzie obejmował sprawy dotyczące ochrony środowiska (monitorowanie zanieczyszczenia powietrza, klęsk żywiołowych, wędrówek zwierząt), zarządzania miastami (komunikacja miejska, ruch samochodowy, prognoza pogody), gospodarki wodnej (stan rzek, monitorowanie zbiorników retencyjnych, dokładniejsza obserwacja powodzi). Jest to także szansa dla przemysłu, rolnictwa i energetyki. Automatyczna kontrola produkcji, stan urządzeń i instalacji, monitorowanie warunków życia inwentarza, zautomatyzowane procesy karmienia zwierząt, nawadniania upraw czy wreszcie dokładny pomiar zużycia energii i efektywne zarządzanie odnawialnymi źródłami energii. IoT będzie także wykorzystywany w służbie zdrowia (patrząc na dzisiejszy jej stan w Polsce, można mieć wątpliwości). Monitoring stanu zdrowia (szczególnie osób starszych), e-wizyty u lekarza, poziomu sił (sportowcy) to tylko niektóre zastosowania Internetu Rzeczy.
IoT w Polsce
No dobrze, świetlana przyszłość ludzkości jawi się jako sielanka, monitorowana przez otaczające nas rzeczy, wyręczająca nas w nieprzyjemnych obowiązkach i sprawiająca, że będziemy wiedzieć wszystko (no może prawie wszystko…). Z drugiej strony jednak, wydaje się to tak odległa przyszłość, że nie ma sobie czym głowy zawracać. Może za oceanem, albo bogatej Europie Zachodniej będzie to szybko postępujący trend, ale u nas, gdzie problemem są nawet interaktywne, nietypowe reklamy? Gdzie bilboardoza króluje w miastach, miasteczkach i wsiach, kolejki do lekarzy sięgają nie tygodni, ale lat i gdzie elektrownia wiatrowa często wzbudza protesty nie mniejsze niż zamrożenie płac w górnictwie?
Ten trend (a raczej rewolucja) przyjdzie także do nas. Zarówno do przemysłu i służby zdrowia, do mediów i działów marketingu, jak i do naszych domów. Co prawda jak na razie tylko 11% przebadanych internautów spotkało się z określeniem Internet Rzeczy, jednak ponad 50% korzystałoby z inteligentnych przedmiotów, jeżeli byłoby to możliwe. W dodatku, ciągle zwiększa się potencjał nabywczy takich urządzeń (w kategorii “inteligentny dom” są to wyniki między 25% a 40%). Duże wzrosty osiągają także wearables (wzrost indeksy potencjalnych użytkowników o ponad 200%) i sprzęty AGD/RTV (co prawda, cykl życia tych urządzeń jest dosyć długi, jednak wyniki sprzedaży sklepów z takim sprzętem pokazują, że kupujemy ich coraz więcej).
Od czego jednak zależy tempo i “rozmach” wprowadzanych zmian? Jak pokazują szacunki firmy Gartner, w 2020 roku, liczba “inteligentnych urządzeń” osiągnie 25 bilionów! Oprócz rozwiązań spotkanych podczas zagranicznych wojaży, ważna jest także adaptacja nowinek przez producentów i usługodawców. To oni muszą postarać się o zwiększenie konkurencyjności i proponowanie użytkownikom wartości dodanej swoich usług i produktów. I nie jest to tylko szansa i zadanie dla rynkowych gigantów, ale także (a może przede wszystkim) startupów i małych firm, zajmujących się wdrażaniem i obsługą tych technologii. A więc jest to szansa na bardzo dochodowy biznes. Oczywiście, od razu podniosą się głosy, że są to jeszcze drogie rozwiązania, na które nie stać “zwykłego Kowalskiego”. Gdyby jednak nie chęć wdrażania nowych technologii, to czy dzisiaj pracowalibyśmy na laptopach i tabletach i rozmawialibyśmy przez telefony komórkowe? Połączenie tego z kończącą się erą potężnych producenckich molochów i przesunięcie gospodarek w stronę mniejszego, ale o wiele liczniejszego biznesu daje ogromną szansę na rozwój, większą ilość miejsc i pieniądze. A górnolotnie – zmiany sposobu funkcjonowania pojedynczego człowieka, grup ludzi, całych społeczeństw i gospodarek. Kto więc zaczyna?