reklama
Social media dają nam wiele możliwości – pozwalają markom na promocję i kontakt z odbiorcami, a użytkownikom na komunikację, wyrażanie opinii czy dzielenie się informacjami. Przywykliśmy do codziennego korzystania z ulubionych portali społecznościowych takich jak Facebook, Instagram czy Snapchat. Jesteśmy podłączeni do sieci 24 godziny na dobę, dlatego przyzwyczailiśmy się także do ogromnej ilości udostępnianych treści. Jednakże, jak wszystko w życiu, oprócz blasków, social media mają też swoje cienie. Przyzwyczajeni, nieco znudzeni, często tylko pobieżnie przeglądamy treści i nie zauważamy lub nierzadko po prostu lekceważymy, ważne kwestie i problemy, które się w nich pojawiają. Czasami korzystanie z mediów społecznościowych staje się bronią w rękach ich użytkowników i może skrzywdzić innych. W jakich sytuacja tak się dzieje i jakie mogą być tego efekty?
Śmierć podczas relacji live
W dobie rosnącej popularności wideo użytkownicy internetu coraz chętniej prowadzą relacje live z różnego typu wydarzeń, wyjazdów lub też po prostu dzielą się obrazami ze swojego życia codziennego. Kilka dni temu zmarła Keiana Harndon, aktywna użytkowniczka Facebooka. A stało się to podczas… relacji live na Facebooku. 26-letnia kobieta chętnie dokumentowała swoje życie w social mediach. Podczas ostatniej transmisji, trzymając na rękach swojego syna, opowiadała znajomym o planach na przyszłość i chęci kontynuowania edukacji. W trakcie nagrania kobieta zaczęła dziwie się zachowywać i po chwili upadła. W materiale słychać było jej sapanie. Później w pokoju pojawiła się koleżanka, z mieszkania której nadawała Keiana. Wezwała pogotowie, ale było już jednak za późno..
Liczba znajomych kobiety na Facebooku to 3400 osób. Nie wiemy ile z nich oglądało transmisję Harndon, jednakże wiadomo, że nikt nie próbował jej pomóc. Być może telefon do kogoś bliskiego lub interwencja sprawiłyby, że jej uratowanie byłoby możliwe. Kobieta chorowała na tarczycę, rodzina twierdzi, że to jest przyczyną jej śmierci, jednakże dokładny powód nie jest jeszcze znany. Sytuacja musiała wyglądać przerażająca dla oglądających transmisję. Pozostaje pytanie ilu znajomych Keiany obserwowało te zdarzenia i zlekceważyło sposób przerwania relacji.
Choroba przedmiotem żartów
Memy to specyficzna, graficzna forma przekazu komunikatów. Widniejące na nich postacie często zupełnie przypadkiem stają się bohaterami internetu, tak jak na przykład Dziecko Sukcesu, Pechowiec Brian czy Zaborcza Dziewczyna. Podobnie było w przypadku Lizzie Velasquez. Kobieta choruje na zespół Marfana – chorobę genetyczną, która charakteryzuje dużą zmienność fenotypów. Narządy osób dotkniętych tą przypadłość mają zmienioną postać w związku z czym ich wygląd nieco różni się od wizerunku przeciętnego człowieka. W sieci roi się od memów szydzących z wyglądu Lizzie. Nie zabrakło także grafik w polskim środowisku memów, czyli na Demotywatorach.
Lizzie jest coachem i wiele razy podejmowała tematykę wyśmiewania innych osób. Trzy tygodnie temu zabrała głos w sprawie krążących po sieci grafik z jej wizerunkiem. Udostępniła jedną z nich i opisała swoje uczucia. Kobieta pisze, że zobaczyła tony memów ze swoim udziałem na Facebooku i postanowiła wypowiedzieć się w tej sprawie nie z perspektywy ofiary, a kogoś kto po prostu zabiera głos. W swoim poście przypomina, że niewinne osoby, które stają się bohaterami tego typu memów czują coś, czego nie życzyłaby swojemu najgorszemu wrogowi. Apeluje, że bez względu na nasz wygląd i rozmiar, wciąż jesteśmy ludźmi. I kiedy następnym razem zobaczymy w sieci podobnego mema z przypadkową osobą, warto mieć to w pamięci. Grafiki wyglądają zabawnie, jednakże osoba na nich widniejąca czuje się zupełnie odwrotnie.
Tragiczne skutki szydzenia i nękania
To, gdzie leży granica dowcipu i dobrego smaku to kwestia sporna. Nie każdy z nas ma na tyle silną psychikę i dystans, by znieść żarty ze swojej osoby. I mimo działań podejmowanych przez media społecznościowe takich, jak Centrum Bezpieczeństwa, czasami skutki cyberprzemocy bywają tragiczne. 18-letnia Brandy Vela pod koniec listopada, zaraz po tym jak na Facebooku drwiono z jej wyglądu, popełniła samobójstwo. Dziewczyna otrzymywała anonimowe wiadomości szydzące z jej wagi. Na portalu utworzono także fałszywe profile pokazujące nastolatkę z nosem świni. Zostały one zgłoszone Policji w Texasie. Takich historii jak ta nie brakuje w sieci. Rzadko jednak zastanawiamy się jakie mogą być ich skutki.
Hejt na dużą skalę
Przykładów hejtu, czyli mowy nienawiści, nie brakuje na naszym polskim “podwórku”. Na początku 2016 roku ofiarą tego typu działań zainicjowanych przez Mariusza Pudzianowskiego stała się Joanna Grabarczyk, działaczka akcji HejtStop. Kobieta zawiadomiła prokuraturę o wpisach Pudziana na temat uchodźców. Strongman odebrał to jako topór wojenny i zachęcił swoich fanów do udostępniania fotomontażu z Grabarczyk w roli głównej. I mimo, że w późniejszych wypowiedziach Pudzian apelował, że nie było to nawoływanie do nienawiści, na fali jego wpisu użytkownicy postanowili podać dalej prześmiewczą grafikę i obrazić Grabarczyk na wszelkie możliwe sposoby. Kobietę nazywano “Żydem”, “kapusiem” czy “zakompleksioną, sfrustrowaną kobietą” – to jedne z łagodniejszych określeń. Do całej akcji “przyłączył” się także Paweł Kukiz, który później przeprosił poszkodowaną. Uruchomiła się machina, w skutek której setki komentarzy i wiadomości zalały profil działaczki. Pojawiły się nawet groźby w jej kierunku. Finalnie profil Joanny Grabarczyk na Facebooku.
Problemy ukryte pomiędzy pięknymi zdjęciami
Na nieuważną konsumpcję mediów społecznościowych i lekceważenie problemów zwracała uwagę kampania społeczna fundacji Addict Aide, której kreacją był profil Louise Delage, o którym pisaliśmy wielokrotnie. W publikowanych przez kilka miesięcy na Instagramie postach każdorazowo, w różnych postaciach, znajdował się w alkohol. Młoda, atrakcyjna Paryżanka Louise chwaliła się zdjęciami z imprez i podróży. Żaden z jej 100 tysięcy obserwatorów nie zauważył, że wątek alkoholu pojawia się zbyt często. Po za bezpośrednim kontekstem alkoholizmu u ludzi młodych akcja ta naświetliła problem bezmyślnej konsumpcji treści w internecie i opieraniu się na pozorach, podczas, gdy między udostępnianymi treściami kryje się mnóstwo negatywnych emocji i problemów. Nie zawsze w realnym życiu to, co wygląda na dobre i piękne w mediach społecznościowych takim jest.
Pozory anonimowości
Często mamy wrażenie, że stworzenie fake’owego konta na Instagramie czy profilu o innym imieniu i nazwisku na Facebooku daje nam swobodę w tworzeniu obraźliwych treści i zapewnia bezkarność. Nic bardziej mylnego. Dotarcie do osoby, która odpowiada za szkody spowodowane tego typu działaniami jest możliwe. Dowiódł tego ostatnio youtuber i kulturysta, Michał Karmowski. Opublikował wideo, którego bohaterem jest… osoba odpowiedzialna za fanpage obrażający zarówno samego kulturystę, jak i jego rodzinę. Chłopak musi ponieść karę za swoje działania. Karmowski zdecydował się nie obciążać finansowo jego rodziców, którzy najmocniej odczuliby konsekwencje błędów syna, lecz postanowił, że Maks ma odpracować 400 godzin w hospicjum oraz pomagać swojemu ojcu w warsztacie. Przykład ten pokazuje, że wciąż zapominamy o tym, że przestrzeń internetowa także podlega prawu i jesteśmy odpowiedzialni za każde nasze działanie, nawet jeśli wydaje nam się, że jest inaczej.
Czytaj więcej: Znany youtuber i kulturysta, Michał Karmowski, pokazał jak walczyć z hejterami
Batalia o uwagę
Like, share, tweety, komentarze, emotikony, znaczniki – media społecznościowe dają nam wiele możliwości wyrażenia naszego zainteresowania opublikowanymi treściami. Publikujący w serwisach społecznościowych walczą o naszą uwagę. Jej przykucie jest na tyle istotne, że czasami posuwają się oni do zagrywek, które nie do końca są fair. Szokujące grafiki czy skandaliczne tytuły mają przykuwać uwagę – nawet jeśli nie są do końca zgodne z rzeczywistością. W walce o zainteresowanie odbiorcy nie zawsze treść i jakość idą w parze. Komunikaty nacechowane emocjonalne czy historie przyciągną naszą uwagę, jednak mimo to nie powinny one przekraczać pewnej granicy. Nieprawdziwe newsy o przedłużonych wakacjach czy przywróceniu obowiązku służby wojskowej często pojawiają się w sieci. Olbrzymim echem odbiły się także publikacje stworzone przy okazji kampanii wyborczej Donalda Trumpa, które spreparowała grupa osób. Wprowadzanie internautów w błąd poprzez nieprawdziwe newsy może negatywnie wypływać na kształtowanie opinii społecznych. Wedle przeprowadzonych badań aż 53 procent Polaków deklaruje, że ufa treściom udostępnianym w mediach społecznościowych i uważa je za prawdziwe. Im młodsi byli respondenci, tym większe wykazywali zaufanie.
Zapatrzeni w ekrany
Częstotliwość pojawiania się nowych treści w mediach społecznościowych powoduje, że aby nie pozostać w tyle konsumujemy je w każdej wolnej chwili. Wówczas odcinamy się od świata realnego i wpatrzeni w wyświetlacze telefonów zapominamy o bezpieczeństwie oraz dbaniu o rzeczywiste relacje. Strona We Never Look Up przedstawia społeczeństwo w jakim obecnie żyjemy. Znajdują się na niej zdjęcia przedstawiające ludzi w różnych sytuacjach. Bohaterowie fotografii kierują całą swoją uwagę na swoje telefony. Zdjęcia grup osób siedzących razem i wpatrzonych w urządzenia mobilne bez słowa czy par oczekujących na zamówienie w restauracji bez żadnego kontaktu bardzo dosadnie obrazują naszą zależność od internetu i technologii.
Co robić?
Jak radzić sobie z ciemnymi stronami social mediów? Nie ma jednej, uniwersalnej recepty na walkę z sytuacjami takimi, jak te opisane powyżej. Obserwacja i czujność na wydają się być dobrymi rozwiązaniami na zagrożenia płynące z aktywności w internecie. Media społecznościowe mogą dać nam wiele dobrego – umożliwić poznanie interesujących osób, efektywne działania promocyjne czy pozyskanie inspiracji, ale mogą także przynieść wiele złego – obraźliwe memy, nękanie, bezmyślność, nieuwagę czy hejt. W przypadku tego ostatniego, warto pamiętać, że wszelkie sytuacje, które są przejawami hejtu mogą zostać zgłoszone za pomocą strony HejtStop. Podając adres strony internetowej oraz wskazując treść naruszającą prawo możemy “zablokować hejt”. Nie zapominajmy, że w sieci nie jesteśmy anonimowi oraz, że nasze żarty i obraźliwe stwierdzenia mogą kogoś dotknąć w większym stopniu niż przypuszczaliśmy. W niektórych sytuacjach powinniśmy traktować social media z przymrużenia oka, ale są też takie momenty, gdy powinniśmy mieć oczy szeroko otwarte.
- Iga Wojtkowiak
- Julia Szymanska
- Natalia Klimek