reklama
Chyba każdy kto aktywnie działa w mediach społecznościowych miał kiedykolwiek styczność z viralem, czyli treściami wirusowymi, które rozprzestrzeniają pomiędzy sobą użytkownicy. Ice Bucket Challenge, kakao Deco Morreno, grafiki z Tomaszem Pazdanem, zdjęcie z gali Oskarów, feralny post Tigera czy niedawny tweet Baracka Obamy dotarły do milionów internautów. Ze względu na ich intrygujący i przyciągający uwagę charakter spowodowały, że w szybki sposób zyskały one na popularności i rozgłosie. Zjawisko to może przynieść wiele dobrego i w ekspresowym tempie wpłynąć na wzrost rozgłosu danego profilu czy marki. Wielu specjalistów zajmujących się obsługą profili w social media dąży do tego, aby osiągnąć ten efekt i zdobyć nowych fanów. Nie zawsze jednak wydźwięk treści wirusowych jest pozytywnych. Filmiki i wpisy zawierające przekleństwa, nieodpowiednie treści czy content powodujący kryzysy mogą w znacznym stopniu zaszkodzić opinii na temat firmy.
Od długiego czasu zastanawiano się, czy istnieje uniwersalna recepta na stworzenie viralu i co zrobić, aby treści w naturalny sposób rozeszły się pomiędzy użytkownikami. Wydaje się jednak, że do dziś nie znaleziono odpowiedzi na to pytanie. Próbowano ustalić idealny czas publikacji posta, odpowiednią liczbę hashtagów, ale stworzenie jednej reguły wydaje się niewykonalne. Dlaczego?
Mała przewidywalność
Stworzenie viralu jest więc trudnym zadaniem, bowiem zakładając, że osiągniemy taki efekt nigdy nie możemy mieć pewności, że to faktycznie się uda. Wszystko pozostaje w rękach użytkowników, którzy mogą dobrowolnie zainteresować się naszym materiałem albo nie przywiązać do niego większej uwagi. Według badań Uniwerystetu Stanforda, mniej niż 1 procent treści staje się viralem i tylko 1 na milion wpisów na Twitterze, gdzie udostępnialność wpisów jest duża osiąga efekt wirusowy. Dane te obrazują jak niewielkiemu odsetkowi wpisów się to udaje. Trudno więc, abyśmy z całą pewnością mogli obiecać, że nasze treści staną się rozprzestrzenialne. Nawet najlepiej wymyślony scenariusz, z entuzjazmem zaakceptowany przez klienta nie da nam gwarancji sukcesu, bowiem w tym przypadku bardzo wiele zależy od samych odbiorców.
Wielość treści w social media
Każdego dnia docierają do nas tysiące komunikatów z sieci. Biorąc pod uwagę, że każdego dnia w mediach społecznościowych pojawia się około 5 miliardów postów na Facebooku oraz ponad 500 milionów tweetów, sprawienie, aby to jeden z naszych wpisów zainteresował szereg użytkowników to nie lada wyzwanie. Z pewnością łatwiej przychodzi to influencerom i celebrytom, którzy posiadają wielu zwolenników śledzących na bieżąco ich aktywność. Niewielka wpadka lub porywający serca wpis może szybko rozprzestrzenić się w sieci i skupić na nich uwagę. Jednak w przypadku mniejszych fanpage’y lub mniejszych marek jest to znacznie trudniejsze.
Niezbędna duża kreatywność i wiedza
Z powyżej zaprezentowanych danych jednoznacznie wynika, że niezbędny jest wyróżnik, który w natłoku treści przyciągnie uwagę odbiorcy. Zabawny, wzruszający lub irytujący charakter wpisu, czyli niesztampowy materiał wpływający na nasze odczucia może sprawić, że podzielimy się nim z innym użytkownikiem, a on zechce przekazać to dalej. Znajomość grupy docelowej oraz dostosowanie interesującego komunikatu do niej to jedna z trudności jaką napotykamy na swojej drodze. Różni odbiorcy posiadają odmienną wrażliwość i poczucie humoru, dlatego stworzenie porywającej tłumy treści wymaga kreatywnego podejścia do tematu oraz wiedzy na temat tego, co angażuje dane grupy. Szczególnie, że widzowie są coraz bardziej świadomi napotykanych w sieci treści.
Ryzyko reakcji
Jak wcześniej wspominaliśmy, w wielu przypadkach viral może przynieść pozytywne skutki dla marki, przykuć uwagę nowych użytkowników, jednak niejednokrotnie zamierzony efekt okazuje się być odwrotny. To, co miało zainteresować fanów marki rozprzestrzenia się z negatywnym wydźwiękiem i okazuje się być niemożliwe do zatrzymania. Usuwanie wpisów nie ma wówczas sensu, gdyż często przygotowani na taką ewentualność internauci robią zrzuty ekranu. Internet jest miejscem, z którego trudno jest “wymazać” treści, które zobaczyło już nawet kilka osób. Musimy być także gotowi na to, że jeśli uda nam się rozpowszechnić nasze treści to użytkownicy mogą je przerabiać i modyfikować w sposób niekoniecznie nam odpowiadający. Jednak reguła Viral Spoof wskazuje na to, że użytkownicy mogą parodiować virale, w skutek czego pierwotny materiał także zyskuje rozgłos.
Trochę szczęścia
Jako, że nie ma uniwersalnej recepty na viral, czynnikiem decydującym często bywa… szczęście. To po prostu właściwy moment, odpowiedni odbiorca czy sam pomysł mogą zadecydować o wielkości obszaru rozprzestrzeniania się. Może zdarzyć się tak, że pomimo wielu wysiłku nasze działania nie przyniosą efektu, a u kogoś innego już pierwszy wpis stanie się viralem i trafi do tysięcy internautów. Śledzenie bieżących wydarzeń i reagowanie na nie, gdy użytkownicy są w przypływie wywołanych nimi emocjami może zwiększyć nasze szanse, ale czasami to fart decyduje o rozwoju dalszych wydarzeń.
Viral to więc najogólniej mówiąc kombinacja szczęścia, dobrej strategii i kreatywnej treści. Trud stworzenia po polega na spełnieniu wszystkich tych warunków i dotarcia do odbiorców, którzy je w jakiś sposób docenią i zechcą rozpowszechnić.