reklama
Niejednokrotnie podczas korzystania z sieci mamy do czynienia z treściami, które nie powinny się tam znaleźć. W ramach zemsty na byłym partnerze użytkownicy udostępniają kompromitujące go materiały, czyli tzw. revenge porn. Zdarza się, że wkurzony lub rozczarowany rozstaniem partner publikuje w sieci roznegliżowane fotografie swojej drugiej połówki bez jej zgody i są one dostępne w mediach społecznościowych aż do momentu, w którym życzliwa jej osoba je zobaczy i zgłosi nadużycia. Aby uniknąć takich sytuacji Facebook podjął współpracę z australijską agencją rządową. Na czym będzie ona polegała?
Program testowy
Testowany program ma zapobiec rozprzestrzenianiu pornograficznych treści. Użytkownicy, którzy za pomocą strony internetowej komisji ds. e-bezpieczeństwa zgłoszą ryzyko pojawienia się takich zdjęć zostaną poproszeni o wysyłanie aktów do siebie samego za pomocą Messengera. Wówczas algorytmy stworzą cyfrowych odcisków palców tego zdjęcia i uniemożliwią wysyłanie jego kopii. Obrazy miałyby nie być przechowywane, a jedynie wykorzystane do zakodowania, a dalej usuwane z bazy. Organizacja nie miałaby dostępu do jego treści, a sama zawartość byłaby rozpoznawana dzięki mechanizmom sztucznej inteligencji. Odnalezienie takich materiałów w bazie wiązałoby się z natychmiastową blokadą. Podsumowując, oznacza to, że aby uchronić się przed rozprzestrzenianiem się naszych nagich zdjęć w sieci musimy najpierw sami załadować je na Facebooka.
Wykorzystana w programie technologia niewiele różni się od Content ID od Google’a, które pozwala na odnalezienie zdjęć i muzyki z prawami autorskimi, które zostały opublikowane na YouTube. Można jednak łatwo uniknąć dopasowania materiału, np. poprzez spowolnienie muzyki. Pojawia się więc obawa, że w tym przypadku mogłoby być podobnie i modyfikacje graficzne pozwoliłyby na obejście mechanizmu.
Kontrowersyjny pomysł?
Uczestnictwo w programie jest dobrowolne, jednak sama koncepcja tego rozwiązania może budzić mieszane uczucia i wymagać od zainteresowanych dużego zaufania do twórców portalu. Mimo iż ma on pomóc w zwalczeniu problemu na Facebooku, Instagramie i Messengerze na szerszą skalę, konieczność załadowania zdjęcia może wiązać się z oporem użytkowników. Dlatego też krytycy sugerują, że lepszym rozwiązaniem byłoby opracowanie metody, która nie wymagałaby takich kroków ze strony użytkownika.
Jako pierwsza program testuje Australia, jednak jak donosi Mashable, następnymi przystankami są Stany Zjednoczone, Wielka Brytania oraz Kanada.
- Michał