reklama
Nie pierwszy to raz, gdy Google występuje w roli pozwanego przed sądem w Europie. Wystarczy przypomnieć postępowanie przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej wiosną zeszłego roku, kiedy giganta pozwano o naruszenie prawa znaków towarowych. Ostatecznie proces zakończył się po myśli Google.
W tym przypadku powództwo wniósł włoski doradca finansowy, który twierdził, że Google jest odpowiedzialny za zniesławienie jego osoby. Miało być ono efektem działania funkcji autouzupełniania w wyszukiwarce Google’a, która przy wpisywaniu imienia i nazwiska mężczyzny jako jedne z możliwych wyników wyszukiwania podawała słowa „oszust” i „naciągacz”. Jak twierdził, mogło to bardzo negatywnie wpłynąć na jego postrzeganie, z racji wykonywanego zawodu. Pełnomocnik skarżącego, Carlo Piana, utrzymywał, że pomimo automatycznego mechanizmu Google jest w stanie kontrolować propozycje pojawiające się w wyszukiwarce, tym bardziej że dzięki wprowadzonym filtrom wpisując w wyszukiwarce nazwy takich serwisów jak Rapidshare czy Megaupload pojawiają się w propozycjach dopiero po wpisaniu ich pełnej nazwy.
Nie panujemy nad własną przeglądarką
Prawnicy Google w celu uniknięcia odpowiedzialności firmy powoływali się na Dyrektywę Parlamentu Europejskiego i Rady o handlu elektronicznym (Nr 2000/31/EC). Artykuły 12-15 Dyrektywy ograniczają odpowiedzialność podmiotu świadczącego usługi społeczeństwa informacyjnego m.in. wówczas gdy informacje jakie udostępniają nie pochodzą od nich. „Naszym zdaniem Google nie powinien ponosić odpowiedzialności za automatyczne sugestie wyszukiwarki, gdyż te są rezultatem działania komputerowych algorytmów, które bazują na wyszukiwaniach wszystkich internautów, nasza firma nie ma na to wpływu” – czytamy w oświadczeniu.
Sąd przychylił się jednak w wyroku do stanowiska powoda, obciążając w związku z tym firmę z Mountain View kosztami procesu.
Włoskie sądy bezlitosne dla Google
Wyrok zapewne nie odbije się jednak tak głośnym echem jak zeszłoroczne orzeczenie, w którym jeden z włoskich sądów skazał 3-ech członków szczebla zarządzającego Google na karę 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu. Oskarżono ich o nieprzestrzeganie prawa do prywatności i zniesławienie. Główną przyczyną tamtego procesu był filmik umieszczony na YouTube (którego Google, przypomnijmy, jest właścicielem), na którym uczniowie szkoły w Turynie napastują autystycznego kolegę. Pomimo fali komentarzy domagających się usunięcia materiału, wytrwał on na serwisie ponad 2 miesiące. W tym przypadku, pomimo że materiał nie pochodził od Google (a to, w świetle Dyrektywy Nr 2000/31/EC, wyłączałoby odpowiedzialność firmy), pracowników firmy pociągnięto do odpowiedzialności, gdyż w przypadku gdy usługodawca zostanie powiadomiony o tym, że dana treść narusza prawo, jest zobowiązany do natychmiastowego jej usunięcia.
Widać więc, że kwestie dotyczące prawa w Internecie wymagają pogłębionych prac celem ich udoskonalenia, co może być jednak bardzo trudne z uwagi na niesłychanie szybki rozwój sieci. Warto dodać, że regulacja Internetu została określona jako jeden z priorytetów programu przewodnictwa Francji w grupie G8 podczas ostatniego szczytu w Deauville.