reklama
„Kiedy będziemy gotowi” – to zdanie jak mantrę powtarzali przedstawiciele Facebooka pytani o to, kiedy akcje spółki zostaną wprowadzone do publicznego obrotu. Najwidoczniej Mark Zuckerberg i jego współpracownicy uznali, że właśnie nadszedł odpowiedni moment. Poniekąd może to mieć związek z faktem, że niedawno liczba akcjonariuszy Facebooka przekroczyła liczbę 500, co w świetle prawa amerykańskiego wiąże się z obowiązkiem upubliczniania części wyników finansowych.
Miliardy i setki milionów, czyli liczby Facebooka
Dokumenty złożone przez zarząd spółki do amerykańskiej Komisji Papierów Wartościowych i Giełd (SEC) ujawniają kilka wartościowych i cennych informacji. Nie jest zaskoczeniem, że najwięcej dochodów zapewniają spółce reklamodawcy, ale okazuje się też, że znaczące profity przynosi bliska współpraca z Zyngą. Całkowity dochód Facebooka w 2011 roku to ponad 3,7 mld dolarów, z czego ok. 450 mln wygenerowały gry Zyngi (12%). W tym przypadku chodzi zarówno o kredyty kupowane przez graczy, jak również reklamy wykupione przez samą firmę. Nie dziwi zatem, że w dokumentach podkreśla się sporą wagę jaką odgrywa partnerstwo między obydwiema spółkami. Na przeciwległym biegunie usytuowane są: Google, Microsoft i Twitter, których spółka wskazuje jako najważniejszych konkurentów na rynku.
Warto podkreślić szybki rozwój Facebooka, zwłaszcza jako generującego coraz więcej dochodów przedsiębiorstwa (a nie ukrywajmy, po upublicznieniu coraz częściej będzie się patrzyło na Facebooka pod tym właśnie kątem). W 2009 roku dochody wyniosły 777 milionów dolarów, rok później było to już 1,96 mld, a w tym, jak już wyżej wskazaliśmy, jest to ponad 3,7 mld, co oznacza wzrost o niemal 90%. Zysk netto w minionym roku wyniósł 1 mld dol.
W dokumentach przytoczono również dane odnoszące się do liczby użytkowników. Facebook chwali się, że jest ich obecnie 845 milionów, z czego ponad połowa (483 mln) korzysta z serwisu codziennia (daily active users). Wrażenie robi również liczba mobilnych facebookowiczów – 425 mln. Spółka zapowiada zresztą, że sporą uwagę w przyszłości poświęcać będzie rozwijaniu tworzeniu produktów i usług skierowanych do użytkowników mobilnej wersji serwisu.
Od IPO Google minęło już 7 lat
Przytoczmy kilka szczegółów dotyczących samej oferty publicznej. Głównym gwarantem emisji (ang. Underwriter) będzie ostatecznie bank Morgan Stanley, nieco mniejsza rola przypadnie kilku innym bankom, m.in. Goldman Sachs i J. P. Morgan. Akcje będą opatrzone symbolem „FB”. Póki co brak jednak informacji co do ich ilości, która pojawi się w obiegu.
Spółka szacuje, że dzięki sprzedaży akcji inwestorzy zasilą jej kapitał kwotą 5 miliardów dolarów. Gdyby tak się stało, wycena firmy sięgnęłaby, bagatela, 100 mld dolarów! Dla porównania, w 2004 roku Google podniósł z parkietu 1,3 mld dolarów, a rynek wycenił spółkę na 23 mld. Wówczas był to wielki sukces, ale od tego czasu cały sektor internetowy rozwijał się w bardzo dynamicznym tempie, generując coraz większe dochody, więc trudno przykładać dzisiejszą miarę do tego co działo się 7 lat temu. Tym bardziej, że sam Google w tej chwili wyceniany jest już na ok. 190 mld dolarów.
Niemniej jednak, wciąż to właśnie oferta publiczna Google jest punktem odniesienia dla kolejnych spółek internetowych szukających inwestorów na giełdzie. Jeśli ktoś ma zastąpić firmę z Mountain View w tej roli to właśnie Facebook.
Zuckerberg: przyszły miliarder z dolarem pensji
Nie trzeba przy tej okazji mówić, że pracownicy spółki posiadający akcje mogą się w ten sposób solidnie wzbogacić. Oczywiście pierwszym w kolejce jest sam Mark Zuckerberg, do którego należy ponad 28% wszystkich akcji (które dają mu jednocześnie prawie 57% głosów na walnym zgromadzeniu). Okazuje się, że obecnie jego zarobki to ok. 0,5 mln dolarów rocznie (nie licząc premii i bonusów), a od 1 stycznia 2013 roku mają one wynosić…1 dolara! Z całą pewnością jednak szef Facebooka nie musi martwić się o swoje finanse.
Sam Zuckerberg w liście do inwestorów stwierdza, że początkowo Facebook nie był nawet rozpatrywany pod kątem przedsiębiorstwa, był to raczej wyraz „misji społecznej”. W dalszym ciągu zresztą, jak przekonuje CEO spółki, to podejście determinuje kolejne poczynania serwisu i „każdy z potencjalnych inwestorów powinien o tym pamiętać”. Ogólne przesłanie słów Zuckerberga jest takie, że wszystko co robi Facebook ma na celu upowszechnienie komunikacji między ludźmi, uczynienie świata bardziej otwartym i transparentnym, a to z kolei powinno pobudzić światową gospodarkę.
Wydaje się, że Facebook jest wręcz skazany na sukces i to nawet pomimo nieszczególnie udanych, z perspektywy czasu, ubiegłorocznych debiutów spółek internetowych. Jedynie w przypadku LinkedIn można faktycznie mówić o powodzeniu, bowiem zarówno akcje Zyngi, jak i Groupona bardzo szybko przestały być przedmiotem wzmożonego zainteresowanie inwestorów. W przypadku Facebooka wszystko zdaje się wskazywać na to, że kupno akcji to pewna inwestycja – firma nie notuje regularnych strat (vide: Groupon), nie jest uzależniona od jednego partnera biznesowego (Zynga), a do tego nie jest jednym z wielu graczy na rynku (LinkedIn), tylko jego niekwestionowanym liderem.
Czytaj więcej o spółkach internetowych na giełdzie:
- Zynga na giełdzie. Debiut nie wypadł okazale
- Świetny debiut Groupona na giełdzie. Co będzie dalej?
- LinkedIn podbił Wall Street