X

Zapisz się na darmowy newsletter SOCIALPRESS

Dlaczego warto się zapisać
Nasz newsletter subskrybuje już 15 000 osób!

Opowieści zapisane na tablicach

Opowieści zapisane na tablicachfot. © Sondem - bank zdjęć Fotolia.com

reklama


Twarzoksiążka

Facebook przypomina wirtualną gazetę: czytamy życie powszednie naszych znajomych, ludzi, których zupełnie nie znamy, celebrytów, a niektórzy nawet decydują się na masochizm w postaci wątpliwej jakości lektury wypowiedzi polityków. Tylko jak długo można chłonąć kolejne tyrady o tym, że Agnieszka znowu urlopuje się w Weronie (jest cudownie, zawsze jest cudownie), Tomek właśnie zjadł (kolejnego) największego hamburgera ever, a Damian przeżywa (dziesiątą w tym roku) miłość swojego życia?

Wróćmy do naszej koncepcji twarzoksiążki. Przewracamy stronę za stroną z coraz większym znużeniem, ale – wtem – pojawia się coś, co zdecydowanie odstaje od reszty. Czym? Przede wszystkim długością znaków lub wręcz przeciwnie, ascetyczną, ale piekielnie ostrą i celną formą. I tutaj dochodzimy do esencji. W zalewie facebookowej tandety i masowej bezmyślności można „łyknąć” kilka naprawdę smacznych kawałków literatury. W tym artykule wezmę pod subiektywną lupę najbardziej rozpoznawalne twarze, które na stale zagościły w newsfeedowej rozkładówce tysięcy czytelników.

Pocztówki ze Zgierza i okolic – Łukasz Najder

najder
Na tę chwilę profil obserwuje 5 610 użytkowników

Łukasz regularnie publikuje w „Tygodniku Powszechnym” i „Dwutygodniku”, a zbiór jego facebookowych impresji pt.: „Transmisje” (BookRage, 2014) ukazał się w formie e-booka. Na Facebooku portretuje życie codzienne Zgierza, czasem zahacza o Łódź i okolice. Łapie codzienne – pozornie błahe – impresje osadzone w miejskim kontekście i nadaje im literackiego kolorytu. W moim prywatnym rankingu zdecydowany lider jeśli chodzi o pisarski zmysł, warsztat i operowanie słowem. Występuje z reguły w roli narratora trzecioosobowego, mocno zdystansowanego. Dobiera elementy rzeczywistości w taki sposób, aby pointa wynikała z naturalnej konstrukcji tekstu. Czasami pozwala sobie na delikatne narracyjne wtrącenia, ale występują one sporadycznie. Łukasz zostawia spory margines dla czytelnika; barwnie opisuje miejsca, tworzy dokładne rysy osobowościowe postaci oraz perfekcyjnie buduje miejski klimat, ale stara się nie oceniać zbyt surowo swoich anonimowych bohaterów. W tym tkwi największa siła jego tekstów, które wywołują duże zaciekawienie coraz licznej rzeszy czytelników.

Bóg Słońca i Ładu we Wszechświecie – Karol Mroziński

karol
Na tę chwilę profil obserwuje 4 958 użytkowników

Laureat konkursów literackich, swego czasu publikował w serwisie Wywrota. Na Facebooku stworzył swoje literackie alter ego. Vonnegut mówił, żeby uważać kogo się udaje, bo tą osobą właśnie się stajemy. Ile jest Karola wykreowanego, a ile realnego? To wie najlepiej sam autor. Na Facebooku przedstawia się jako stażysta przyuczający się zawodu w Weyland Industries i detektyw pracujący w Miaami Police Department. Jeśli spojrzymy dalej w metryczkę, to wynika z niej, że Karol mieszka w Casablance. Tak naprawdę większość jego tekstów osadzona jest w warszawskim klimacie, choć miejsca nie grają narracyjnych pierwszych skrzypiec, są jedynie tłem. Siłą twórczości Mrozińskiego są dialogi. Karol przyjął pozę aroganckiego i cynicznego krytyka rzeczywistości – takiego, który to leży cały dzień na kanapie i pławiąc się w swoim błogim lenistwie rozmawia z surrealistycznymi postaciami. Karola wszędzie jest pełno, wklepuje status za statusem i na dłuższą metę może wydawać się irytujący. Jeśli jednak przepuścimy przez sito setki wpisów udowadniających niepodważalny fakt, że Mroziński jest najlepszy na świecie, to mamy szansę wejść w świat o wiele ciekawszych konstrukcji literackich. Autor co prawda nie rezygnuje z mocnego akcentowania swojej narracyjnej nieomylności, lecz postacie Pana Powidło i jego konia, poety Anda, który ma na wszystko wyjebane, czy też psychiatry zadającego przez telefon dziwne pytania o czwartej w nocy, są na tyle surrealistyczne, że w miarę czytania zapominamy o tym, że to tylko fikcja literacka. Karol nas nabiera, wciąga w swój mikroświat, a na końcu krzywo się uśmiecha ze swoim charakterystycznym he, he, które to jest jednym z najczęściej występujących zakończeń.

Wiedźmiński Miecz Żenady – Radek Teklak

tek
Na tę chwilę profil obserwuje 2 171 użytkowników

Radek od 2012 roku publikuje w internecie. W wersji „zwartej” zadebiutował zbiorem prześmiewczych streszczeń i recenzji serialu telewizyjnego „Wiedźmin” pt.: „Miecz Żenady” (BookRage, 2014). Większość tekstów była wcześniej publikowana w sieci, natomiast miesiąc później ukazał się jego drugi zbiór krótkiej formy prozatorskiej „Piórkiem i mięsem” (również tego samego wydawcy). Radek porusza się płynnie w tematyce popkulturowej. Na jego tablicy dominują wpisy odnoszące się do świata filmu. Teklak publikuje dużo, a jego wpisy są nierówne. O ile w przypadku Najdera i Mrozińskiego sporadycznie pojawiają się wtrącenia pochodzące z internetowej nowomowy, to w przypadku Radka jest to nagminne. Teksty doprawiane są sporą ilością wulgaryzmów i pisane w pierwszoosobowej narracji. Autor z reguły stawia się w pozycji narratora zaangażowanego; często używa caps locka, wykrzykników i zaimków osobowych podkreślających i wzmacniających zdanie narratora. Tego, czego moim zdaniem brakuje (we fragmentach oderwanych od świata seriali i kina) to wyjście – choćby surrealistyczne jak w przypadku Mrozińskiego – poza pamiętnikarski nawias oraz i dopracowanie tekstów pod względem formalnym.

Kogo nie ma?

W powyższym zestawieniu, w oddzielnych akapitach nie zostały ujęte takie osoby jak chociażby Piotr Czerski (poeta, prozaik i autor słynnego manifestu My, dzieci sieci) , Jakobe Mansztajn (poeta, w świadomości masowej znany głównie z tego, że jest autorem w Make life harder) czy Julia Szychowiak (również poetka). Dlaczego? Powód jest prozaicznie prosty – ich kariera i literacka i rozpoznawalność była budowana dużo wcześniej, a Facebook pełni dla nich rolę dodatkowego medium służącego do kontaktu z ugruntowanym już gronem czytelników. Mnie interesowali przede wszystkim autorzy, którzy z Facbooka przeszli do druku, czy e-wydania, a wcześniej ich rozpoznawalność była znikoma. Brałem pod uwagę także regularność prowadzonej „działalności literackiej” w obrębie sieci społecznościowej.

W oparach lajków

W prasie pojawiło się kilka artykułów opisujących zjawisko społecznościowych bardów, których często krytykowano za zbyt silne „parcie na szkło”, pogoń za lajkami, wytykano grafomanię i oburzano się, gdy ktoś próbował nazywać tego typu twórczość literaturą. Na szczęście w tym wypadku, karawana napędzana przez lajki i szery jedzie dalej, a szczekanie generuje im tylko dodatkowy zasięg. Najlepszym dowodem na to, że społeczność wirtualnych twórców zaczyna się konsolidować, jest coraz częstsze pojawianie się zbiorów i antologii w postaci e-booków na serwisie bookrage.org, który oferuje ciekawy model współpracy dla mało znanych autorów.

Prawda przepuszczona przez filtry

Lektura Fejsowych wpisów i reakcje ludzi na tego typu teksty pokazuje jeden bardzo istotny fakt. Każdy z nas na społecznościowych salonach chce pokazać się jak najlepiej; wrzucamy starannie wyretuszowane zdjęcia, najlepiej przepuszczone przez miliard filtrów, a te naturalne, zrobione spontanicznie, na których nie wyglądamy zbyt atrakcyjnie – ukrywamy. Czytając facebookowych pisarzy dostajemy pełną gamę literackiej kreacji, narracyjnych poz, które z jednej strony składają obietnicę „realnej podróży” gwarantując, że wskazane wydarzenia miały miejsce, by na samym końcu pokazać czytelnikowi figę z makiem i pozostawić go w rozbrajającej, fragmentarycznej niewiedzy lub powiedzieć mu bezpośrednio, że to wszystko była tylko gra i zabawa, że to wszystko to też filtry, tyle że w postaci tekstowej.

Upadek wielkich narracji

W sieci „tonie” coraz więcej tekstów. Kiedyś masa prozy i poezji krążyła (i krąży nadal) na amatorskich blogach, portalach literackich, a teraz literatura nieśmiało puka także do społecznościowych bram. Możliwe, że za 50 – 100 lat, badacze literatury będą przeglądać po nocach internetowe archiwa facebookowych tablic w poszukiwaniu nieodkrytych talentów. Kiedyś Norwid pisał na serwetkach, bo nie było go stać na papier. Teraz prawie wszyscy mają dostęp do sieci i mimo wieszczonego od lat kryzysu czytelnictwa i zapowiadanego rychłego zmierzchu kultury – ludzie w Polsce, z lepszymi lub gorszymi skutkami, ale piszą.

Postmoderniści już dawno na prawo i lewo szafowali pojęciem upadku wielkich epickich opowieści i całościowej syntezy naszego świata. Lektura tekstów na Facebooku jest doskonałym odbiciem tej dezintegracji. Dostajemy perfekcyjnie dopracowane formalnie wycinki rzeczywistości, które składają się na równie niepełny i fragmentaryczny obraz świata. Czy prawdziwy?

Reklama

Newsletter

Bądź na bieżąco!
Zapisz się na bezpłatny newsletter.

free newsletter templates powered by FreshMail