reklama
Przypomnijmy: Jeremy Clarkson został zawieszony za rzekomą bójkę z producentem programu. A miało pójść o… brak ciepłego jedzenia na planie. A dokładniej o brak możliwości zamówienia steku za 22 funty. Na odsunięcie najpopularniejszego na świecie dziennikarza motoryzacyjnego i zawieszenie emisji odcinków Top Gear natychmiast zareagowały rzesze publiczności, które zbierały podpisy za przywróceniem Clarksona do pracy. Oczywiście aktywność obrońców objawiała się głównie w social media. W ten sposób zebrano ponad 800 tysięcy podpisów.
Do dyskusji przyłączyła się także córka gwiazdy, która na Twitterze poprosiła BBC o odwieszenie swojego ojca, bo ten z nudów i rozpaczy zaczął gotować, co jest niebezpieczne dla otoczenia.
Groźną sytuację dostrzegła także marka Snickers, która zgodnie ze swoim sławnym hasłem reklamowym postanowiła podesłać Clarksonowi całe pudełko batonów. Wiadomo, nie jest się sobą, kiedy jest się głodnym… A przy okazji, Snickers osiągnął chyba jeden z najwyższych poziomów internetowego trollingu. W dodatku na wszelki wypadek założono mu konto na LinkedIn, aby mógł łatwiej znaleźć pracę po ewentualnym zwolnieniu.
A tak już na poważnie: kryzys związany z gwiazdą przeciąga się niebezpiecznie, co powoduje coraz większy uszczerbek na wizerunku brytyjskiej telewizji publicznej. Zarząd musi się spieszyć z wyjaśnianiem domniemanego pobicia i przyszłości Jeremy’ego, ponieważ Top Gear to ogromna skarbonka , która zależy do wielu kontraktów mocno związanych z kontrowersyjnym dziennikarzem. W dodatku pojawiają się informacje, że Jeremy Clarkson sam zgłosił incydent szefostwu BBC w obawie o wyciek do prasy, co i tak się wydarzyło. W tym tygodniu zapowiadane są wiążące decyzje związane z dalszą współpracą BBC z gwiazdorem. Na koniec warto wspomnieć, że każdy odcinek Top Gear przyciąga przed telewizory ponad 350 mln widzów na całym świecie, a czysty zysk dla BBC z rocznej emisji programu to prawie 150 mln £. Czyżby chciano zarżnąć kurę znoszącą złote jajka…?