reklama
W ostatnich dniach zarówno Onet, jak i WP.pl zdecydowały się na wdrożenie usług umożliwiających lepsze wykorzystanie możliwości mediów społecznościowych w korzystaniu z dostarczanych przez te portale treści. My zapytaliśmy ekspertów, jak rosnący w siłę trend społecznościowego czytania (ang. social reading) może zmienić media internetowe.
Marek Kasperski, ThinkLab / nakanapie.pl
Czy trend social reading zmieni sposób konsumpcji mediów internetowych?
Czy coś się zmieni? Trudno powiedzieć, co przyniesie jutro, aczkolwiek jeśli weźmie się pod uwagę, że to nie jest nowe zjawisko, a teraz przybierze tylko na skali, to trzeba by stwierdzić, że raczej nic nowego się nie dzieje. Z drugiej strony, w zależności jak rozwiną się dalej funkcjonalności mające za zadanie kolportować treści serwisów w nowych źródłach – jak na Facebook.com – oraz przy rozwinięciu narzędzi analitycznych w tych obszarach, może się okazać, że coś się jednak zmieni. Na przykład rodzi się pytanie, jak to wpłynie na budżety reklamowe dostawców treści vs budżet reklamy samego dystrybutora treści?
Może się okazać, że tego rodzaju rozproszenie kanałów dystrybucji treści doprowadzi w przyszłości do tracenia znaczenia domen. Widzę to tak, że dzisiaj duzi wydawcy, dostawcy treści, w takich miejscach jak Facebook.com, łapią ruch i przerzucają go na swoje serwisy. Ale tak zapewne będzie tylko do pewnego czasu, gdy okaże się, że ktoś zdecyduje się dostarczać treści bezpośrednio z poziomu serwisu Facebook.com. A tego, że tak się kiedyś stanie, można być raczej pewnym. Pokazują to chociażby takie pomysły jak Google News czy Google Sparks. Użytkownicy będą konsumowali treści bezpośrednio u ich dzisiejszych dystrybutorów. Przyzwyczajenie do konsumpcji treści w serwisach typu Facebook.com wymusi na dostawcach tychże treści budowanie jeszcze większej integracji, a z drugiej strony, odetnie kurek z ruchem w obrębie ich domen. To trochę tak jak pisał Lem: „Wszystko ma awers korzyści i rewers niepoznanych dotąd bied”. Tak może być i w tym przypadku.
Czy polscy internauci, którzy tak mocno krytykowali ACTA, będą chcieli korzystać z takich aplikacji, które ich “inwigilują” i informują znajomych o wszystkich treściach, które ich zaciekawiły?
Podejrzewam, że mamy do czynienia z pewnym paradoksem: internauci krytyką ACTA, mówi się sporo o bezpieczeństwie danych osobowych, itp., a z drugiej strony wystarczy wejść na dowolny serwis społecznościowy by uzyskać sporą część danych, które całkiem dobrowolnie użytkownicy w ramach swych aktywności przekazują do tych serwisów.
To jest bardziej skomplikowane, niż podsumowanie tego w jednym czy dwu akapitach, ale pewnie działa tutaj magia sexy marek. Facebook jest sexy marką i dopóki tak jest, ludzie sami z siebie będą publikowali tam treści, które daleko wykraczają poza treści publiczne. Daje raczej poczucie wolności, niż je ogranicza. Marki, które w Internecie tę wolność chcą zaburzyć, domagając się na przykład przestrzegania praw autorskich i ich ochrony, przed tą samą grupę skazywane są na marginalizację oraz demonizowane.
Dzielenie się informacjami o sobie, leży w naturze Internetu. Jeszcze w latach 90. ubiegłego stulecia, gdy królowały tzw. Home Page, webmasterzy dodawali zakładki „O sobie”, gdzie pisali o swoich zainteresowaniach i zostawiali dane kontaktowe. Teraz, chronologicznie głównie za sprawą Twittera, gdy króluje tzw. real-time, te dzielenie się informacjami o sobie i swoich preferencjach przyjęło po prostu inne oblicze. Twitter, Facebook.com, serwisy geolokalizacyjne jak Gowalla.com czy w końcu nowa ikona – Pinterest, służący do przypinania treści graficznych, i olbrzymia popularność tych serwisów pokazują, że ludzie chcą się dzielić i szukają nowych sposób.
W przypadku upowszechnienia się “społecznościowego czytania”, czy takie rozwiązania – wdrażane masowo w portalach – zmienią oferty reklamowe w mediach online?
Myślę, że tak. Pokazuje to chociażby jeden z ostatnich produktów reklamowych Facebook.com, czyli sponsorowane powiadomienia o aktywnościach znajomych. Ale przyszłość na pewno jeszcze nas zaskoczy.
- Astora