reklama
Blogerzy traktowani są przez niektórych, jak celebryci. Tworzą wokół siebie “internetowe koncerny medialne” – złożone z serwisów www, profilu na Facebooku, YouTube, Flickr czy innym serwisie społęcznościowym. Za pomocą tych narzędzi tworzą własne mikrospołeczności, które uczestniczą w życiu ich platform. Nie dziwi zatem, że z każdym rokiem coraz popularniejsza staje się współpraca brandów z wybranymi, opiniotwórczymi blogerami.
– Blogera należy traktować jak partnera biznesowego. Większość znanych mi internetowych “gwiazd” prowadzi działalność gospodarczą czy też ma swojego przedstawiciela – mówi Bartłomiej Rak z serwisu Socjomania.pl. Podkreśla jednak, że na biznesowej otoczce często się kończy. – Blogerom zdarza się zapomnieć o profesjonalizmie, który powinien charakteryzować działalność każdej firmy. W pewnych sytuacjach chcą być traktowani jak biznesmani, a w innych bliżej im do celebrytów na których trzeba chuchać i dmuchać – tłumaczy i dodaje, że ciekawe zjawiskiem w tym środowisku jest też to, iż w sytuacjach spornych, blogerzy stali do tej pory za sobą murem. – Dopiero akcja “Jestem waszym ex” pokazała, że blogosfera jest już tak duża i zróżnicowana, że trudno wszystkim zachować jedno, wspólne stanowisko – mówi Rak.Czytaj więcej: |
Z kolei Paweł Tkaczyk, bloger i autor licznych publikacji na temat reklamy i marketingu, pyta, ilu blogerów jest wystarczająco dojrzałych, żeby podjąć w ogóle współpracę z marką? – Ilu rozumie, że prowadzenie blogu nie doprowadzi do dostatniego życia z wyświetlania bannerów, ale że blog jest pewną formą podróży, nie celem samym w sobie? Kiedy brand manager podejmuje decyzję, czy dany blog „pasuje” do współpracy z jakąś marką, przede wszystkim powinien brać pod uwagę wspomnianą właśnie dojrzałość blogera – podkreśla Tkaczyk.
W ciągu ostatnich dwóch lat mogliśmy obserwować lepsze bądź gorsze przykłady kooperacji biznesowych w tym środowisku. Co z kolei spowodowało, iż wielu blogerów nabrało doświadczenia jeśli chodzi o relacje z firmami i ich oczekiwania wobec propozycji marketingowych są dużo bardziej sprecyzowane. Częściej wytykają też agencjom PR błędy, które bezlitości piętnują. Przyjrzyjmy się zatem, czy istnieje idealny model współpracy z blogosferą.
Czy bloger zawsze oczekuje gotówki?
Prowadzący serwis “Pijaru Koksu Blog” Jakub Prószyński nie zgadza się na myślenie o blogerach w kategorii darmowych słupów ogłoszeniowych. – Ludzie z agencji często myślą, że bloger będzie tworzył content tylko w zamian za informację prasową, zdjęcia itp. Mówią: “My damy nasze treści, a Ty napracujesz się nad pozycjonującym nas artykułem”. To tak nie działa – podkreśla. – Agencje i klienci w końcu powinni zrozumieć, że za pracę blogera należy zapłacić, jak za każdą inną – stwierdza Prószyński.Podobnego zdania jest Tomek Tomczyk, czyli popularny Kominek: – Dla mnie sprawa jest zwykle bardzo prosta – płaci się za oczekiwania. Jeśli firma domaga się od blogera konkretnej treści lub konkretnych działań, powinna za to płacić. Wyjątek mogą stanowić wyłącznie sytuacje, w których mamy do czynienia z akcjami charytatywnymi – mówi.
Jak podkreśla Tomczyk, często spotyka się z ciekawymi propozycjami, jednak firma, która z nimi stoi, wychodzi zwykle z założenia, że współpraca z daną marką lub przy danym wydarzeniu będzie sama w sobie dobrą promocją dla blogera, więc powinien to zrobić za darmo. – Wówczas grzecznie odmawiam – informuje Kominek.
Nie każda współpraca musi się odbywać jednak w oparciu o żywą gotówkę. Również ci najwięksi blogerzy nie stronią od akcji, które rozliczane są barterowo. – W moim przypadku, najciekawszym z ostatnich miesięcy przykładem takiej współpracy było przyjęcie zaproszenia na Grand Prix Belgii od Mobil 1 – mówi Tomek Tomczyk. – Firma opłaciła przelot, zakwaterowanie w dobrym hotelu i wejście na cały weekend zawodów. Nie mieli przy tym żadnych oczekiwań dotyczących relacji z wyprawy – opowiada.
Takimi intratnymi propozycjami mogą pochwalić się jednak póki co tylko największe gwiazdy polskiej blogosfery. Jak podkreślają blogerzy, większość z propozycji, które składają im firmy, nie powodują u nich szybszego bicia serca. Eliza Mórawska, blogerka z Whiteplate.com, zarzuca wręcz marketerom oraz agencjom PR lenistwo w obszarze współpracy z blogosferą. – Firmy pisząc do blogerów wiadomości, iż oczekują od nas propozycji na jakąś ciekawą akcję, myślą, że bloger wykona za agencję PR całą robotę – mówi i dodaje: – Ja już tego nie robię. Szkoda mi czasu.
Kolejny mankament marketerów i agencji to według Mórawskiej brak innowacyjności. – Większość propozycji, jakie otrzymuję, polega zwykle na tym samym: organizacji konkursów dla czytelników, testowaniu sprzętu, recenzjach w zamian za produkt, propozycjach umieszczenia banera lub prowadzenia firmom fan page’a na Facebooku – wymienia.
Pół biedy, kiedy propozycje marketera lub PR-owca kończą swój żywot w skrzynce mailowej blogera. Gorzej, jeśli bloger zdecyduje się opisać sytuację. Wówczas o kryzys wizerunkowy nie trudno. Większość blogerów jest zdania, że wpadki firm w blogosferze wynikają właśnie z braku wiedzy na temat specyfiki internetu. Idąc dalej, jeśli współpraca już się rozpoczęła, powodem spięć staje się też przekonanie o doskonałości swojego produktu, które – zdaniem wielu brand managerów – powinien podzielić każdy internauta, z blogerem na czele.
Nie wszyscy blogerzy są jednak zdania, że winą należy obarczać jedynie przedstawicieli firm, którzy chcą z nimi nawiązać współpracę. Jak stwierdza czołowy polski bloger motoryzacyjny, Blogomotive (znany również pod pseudonimem Blogo), większość kryzysów wizerunkowych związanych ze współpracą brandów i blogerów wynikało z błędów samych blogerów. – Wykazywali się oni zbytnią butą albo brakiem profesjonalizmu, nie wywiązując się w pełni z powziętych zobowiązań – mówi Blogomotive i dodaje: – Opublikowali coś bez głębszego namysłu, co zostało chwilę później podchwycone przez tzw. “social ninja” i rozdmuchane do “ogólnopolskiego” kryzysu.
Na następnej stronie:
Trzy elementy udanej współpracy
- Tomek Kwieciński | Suppersam