reklama
Maciej Skrzypczak, Lubię to – Social Media Agency
Czy trend social reading zmieni sposób konsumpcji mediów internetowych?
Czy polscy internauci, którzy tak mocno krytykowali ACTA, będą chcieli korzystać z takich aplikacji, które ich “inwigilują” i informują znajomych o wszystkich treściach, które ich zaciekawiły?
Z perspektywy użytkownika, automatyczne dzielenie treściami wywołuje wiele kontrowersji, ba, dla wielu może być wręcz na pierwszy rzut oka przerażające. Pamiętajmy jednak o dwóch aspektach. Po pierwsze, Facebook – nauczony błędami popełnionymi w roku 2007 (gdy nie udała się próba wprowadzenia pierwowzoru dzisiejszego readera – Facebook Beacon) – stara się uczynić proces łatwym i przejrzystym. Nowy ekran zezwoleń jest bardziej czytelny, pozwala na większą kontrolę i już przy instalacji aplikacji możemy określić, z jaką grupą znajomych będziemy dzielić się treściami konsumowanymi poprzez social readera. Po drugie, developerzy aplikacji opartych o Open Graph (szczególnie tych, które odniosły sukces) mogą wprowadzić do swoich produktów tzw. “unsharing” treści: Washington Post na przykład umieszcza na dole każdego artykułu przycisk umożliwiający oznaczenie niepożądanego artykułu jako nieprzeczytany i niepublikowanie informacji o nim na Facebooku. Funkcja ta jest i przez najbliższy czas będzie niezmiernie ważna dla użytkowników (może decydować o sukcesie aplikacji), ponieważ wciąż pozostawia nam kontrolę nad tym, co publikujemy.
Social reader, jak każda nowość na Facebooku, na początku wywołuje wiele kontrowersji i obaw, a następnie – zanim się zorientujemy – nie wyobrażamy sobie bez niej życia. Z czasem, gdy algorytmy usprawnią się i zaczną sugerować nam treści, które naprawdę nas interesują, zaczniemy korzystać z social readera bardziej komfortowo, a “unsharing” może przestać być niezbędny.
Czytaj więcej:
- Wirtualna Polska z Facebookiem wcześniej niż Onet
- Onet integruje się z Facebookiem
- Onet coraz bardziej społecznościowy. Po integracji z Facebookiem przyszedł czas na NK.pl
- Astora