reklama
Kilka dni temu w sieci zawrzało po tym, jak Google ujawnił, iż wszystkie wiadomości wysyłane do internautów korzystających z Gmaila są dokładnie sprawdzane przez system (źródło: The Guardian). Dlaczego? Chociażby w celu zdobycia jak największej ilości informacji o odbiorcach tych maili, bowiem dzięki tej wiedzy Google może im wyświetlać lepiej dobrane reklamy w Gmailu. Wielu internautów pytało gdzie w takim razie miejsce na tajemnicę korespondencji? Najwidoczniej… nigdzie.
“To normalna praktyka”
Google określił tego typu działania „normalną praktyką biznesową”, stosowaną przez giganta z Mountain View od początku funkcjonowania Gmaila na rynku. Znamienne wszakże, że prawnicy firmy przyznali to głośno dopiero w trakcie… rozprawy w sądzie. Wszystko z powodu pozwu zbiorowego, jaki przeciwko spółce wnieśli amerykańscy internauci, opierając się na zarzucie pogwałcenia przepisów chroniących tajemnicę korespondencji.
Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że pozew wnieśli internauci nie będący użytkownikami Gmaila. Z uwagi na to, argument o tym, iż przystając na regulamin usługi oferowanej przez Google automatycznie zgadzamy się na tego typu działania nie wydaje się zbyt fortunny. Google przekonuje wszakże, że maile wysłane za pomocą innych usług i tak muszą być skanowane, celem wykrycia wirusów czy odrzucenia spamu.
Prywatność w internecie języczkiem u wagi
Rozgłos całej sprawy nie może dziwić. Nie dość, że z Gmaila korzysta ok. 425 mln internautów na całym świecie, to na dodatek ujednolicona polityka prywatności Google, wprowadzona rok temu, odnosi się do niemal wszystkich usług świadczonych przez firmę w internecie. Poza tym, w Stanach Zjednoczonych bardzo głośno w ostatnim czasie o programie PRISM. Programie, który wyposażył amerykańską Radę Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) oraz Federalne Biuro Śledcze (FBI) w szeroko zakrojone kompetencje w zakresie przeszukiwania serwerów największych amerykańskich spółek internetowych. Chodzi o dane znajdujące się w bazach Google, Facebooka czy Yahoo. Wreszcie, nie da się ukryć, że temat prywatności w internecie od dłuższego czasu jest bardzo „nośny”.
Bez Google da się żyć…
Jak przekonuje John Simpson z organizacji Consumer Watchdog, która ujawniła treść odpowiedzi Google na pozew, „jeśli zależy Ci na utrzymaniu tajemnicy Twojej korespondencji mailowej, nie korzystaj z Gmaila”. Cała sprawa niewątpliwie po raz kolejny podniosła kwestię, która wielu internautom spędza sen z powiek. Na jak duże ustępstwa w kwestii rezygnacji z prywatności jesteśmy w stanie pójść tylko po to, by skorzystać z usługi internetowej? A może coraz dalej postępująca ingerencja gigantów internetowych w naszą prywatność sprawia, że zaczynamy rozglądać się za alternatywnymi usługami, nie tak „inwazyjnymi”? Postanowiliśmy przeczesać rynek i podsunąć kilka propozycji usług, które mogą Wam zastąpić Gmaila, Google Drive i Kalendarz Google, czyli usługi często niezbędne przy pracy biurowej, zawierające sporo danych prywatnych. Jednocześnie, pominęliśmy konkurencyjne usługi innych gigantów, jak Yahoo!, Microsoft czy Apple, wychodząc z założenia, że to małe firmy w najmniejszym stopniu ingerują w naszą prywatność.
Poczta: Zoho Mail
Zoho Mail to jedna z najchętniej polecanych usług poczty elektronicznej, mogących z powodzeniem zastąpić Gmaila. Korzysta z niej obecnie 8 mln internautów. Zakładając konto na serwerze firmy, możemy umieścić w adresie zarówno domenę zoho.com, jak i naszą własną. Twórcy Zoho Mail nie ukrywają zresztą, że adresują swoją usługę głównie do przedsiębiorców. Takie sprofilowanie, jak również brak wyświetlanych reklam, sprawiają jednak, że usługa nie jest całkowicie darmowa – płatne są konta z limitem danych 10 i 15 GB (odpowiednio, 2,5 i 3,5 USD/miesiąc za pojedyncze konto). Przypomnijmy, że Google oferuje nam 15 GB w ramach trzech usług: Gmaila, Google Drive oraz Google+ (zdjęcia o określonej rozdzielczości i ponad 15-minutowe filmy wideo). Możliwe jest jednak skorzystanie z opcji darmowej – warunkiem jest posiadanie własnej domeny. W ten sposób można założyć maksymalnie 5 kont.
Poczta Zoho Mail oferuje wszystkie podstawowe funkcje – rozbudowane foldery, oznaczanie wiadomości, filtry. Wiadomości są skanowane tylko pod kątem możliwych wirusów czy spamu. Ponadto poczta elektroniczna od Zoho zintegrowana jest z Zoho Plannerem, na który składają się kalendarz, lista kontaktów, czy lista zadań.
Dostęp do konta mamy oczywiście zarówno za pośrednictwem laptopa, smartfona czy tabletu. Co więcej, dzięki obsłudze Google Gears możliwe jest przeglądanie poczty będąc offline. Dodajmy, że Zoho oferuje również cały pakiet biurowy, w skład którego wchodzą m.in. edytor tekstu, arkusz kalkulacyjny czy program do tworzenia prezentacji.
Oczywiście niezaprzeczalnym atutem Zoho Mail jest ochrona naszej prywatności – dostępu do naszych wiadomości nie mają ani pracownicy Zoho (choć to akurat nie jest też zarzutem skierowanym do Google), ani nawet program skanujący je pod kątem treści przydatnych w targetowaniu. To właśnie dlatego poczta od Zoho nie wyświetla żadnych reklam, nawet w darmowej opcji. Minusem dla wielu może być odpłatność lepszych wersji usługi. Pojawiają się również problemy przy synchronizacji kontaktów z innych usług.
Poczta: StartMail
Inną alternatywą dla Gmaila może być nowo wprowadzany na rynek StartMail. Usługa została stworzona przez holenderską firmę Surfboard Holding BV, która posiada w swoim portfolio wyszukiwarki Ixquick i StartPage, o których przedstawiciele spółki mówią, że to „najbardziej osobiste ina świecie”. Dodają do tego listę atutów – żadnego zbierania danych, żadnej historii, żadnego śledzenia naszej aktywności. Ixquick powstał w 1998, a dwa lata później został kupiony przez Holendrów. Z kolei StartPage stworzono w 2006 r., na fali coraz częściej wyrażanych obaw o utratę prywatności w internecie. Żeby było ciekawiej, StartPage działa na silniku… Google’a, a to dzięki umowie z kalifornijskim gigantem. Z kolei Ixquick generuje wyniki z innych wyszukiwarek. Wielkim plusem wyszukiwarek jest to, że nie podlegają one prawu amerykańskiemu, dlatego ani rząd w Waszyngtonie, ani NSA, ani FBI nie mogą zwrócić się do właścicieli z żądaniem udostępnienia danych powołując się na PRISM. Tym samym, Ixquick i StartPage można śmiało potraktować jako ciekawą alternatywę dla wyszukiwarki Google.
Wróćmy jednak do StartMaila – usługa jest bardzo świeża, zaczęto ją bowiem testować ledwie dwa miesiące temu. Wciąż pozostaje w wersji beta. Katherine Albrecht, długoletnia rzeczniczka ochrony prywatności w sieci i założycielka organizacji CASPIAN, przekonuje jednak, że to doskonała alternatywa dla tych, którzy chcą się uwolnić od zbierających miliardy danych o internautach gigantów pokroju Google czy Yahoo. StartMail ma być więc, wzorem wspomnianych wyszukiwarek, najbardziej osobistą pocztą elektroniczną w internecie.
Wiadomości wysyłane za pośrednictwem StartMaila mają być kodowane w taki sposób, że nawet pracownicy firmy nie będą w stanie ich odczytać. Przedstawiciele firmy przekonują ponadto, że interfejs będzie wystarczająco klarowny dla każdego użytkownika
Spółka ogłosiła, że niedawno zakończyła etap zapisów na przetestowanie kont w StartMailu. Testy mają ruszyć w IV kwartale bieżącego roku, a weźmie w nich udział ponad 50 tys. internautów. Oficjalna premiera rynkowa StartMaila ma z kolei nastąpić w pierwszych miesiącach przyszłego roku.
Trzeba wszakże zastrzec – posiadanie konta w StartMail nie będzie darmowe. W myśl zasady „coś za coś”, ale zastosowanej odwrotnie niż u internetowych gigantów, jej właściciele nie będą od nas wymagali danych w zamian za darmową usługę, a zwyczajnej opłaty za korzystanie z poczty. Jej wysokość nie jest jeszcze znana. Chętni do korzystania z płatnego konta StartMail mają możliwość rezerwacji konta – wystarczy wypełnić formularz na dole tej strony. Gdy pełna wersja StartMaila pojawi się na rynku, użytkownik zostanie o tym powiadomiony, nie będzie jednak zobowiązany do kupna zarezerwowanego konta.
Jeśli chodzi o pocztę elektroniczną, sporo internautów ceniących sobie brak reklam poleca również takie usługi, jak Hushmail czy FastMail.
Czytaj dalej: alternatywy dla Google Drive
- talfut
- Artur Kawik